19 grudnia 1991 roku James Scott, 22 letni australijski student medycyny, wyszedł wraz ze swoim przyjacielem Timem na kolejną górską wspinaczkę. Miała to być ich ostatnia wspinaczka przed powrotem do Australii, który mieli zaplanowany na 28 grudnia. Tym razem postanowili wybrać szlak Helambu, który, jak dowiedzieli się z książek, miał być stosunkowo łatwy do przejścia i zapewniał możliwość podziwiania odległej, ale atrakcyjnej panoramy Himalajów. Napotkani w wiosce, w której nocowali, Niemcy namówili ich do zmiany planu i wędrówki szlakiem Gosainkund, i przejścia przez położoną 4600 m n.p.m przełęcz Laurebinayak, która jednak miała być bezpieczna dopóki nie spadnie śnieg. W drodze spotkali Australijczyka Marka Fultona i to z nim, gdy Tim z powodu kontuzji nogi wycofał się z wędrówki, James ruszył w dalszą drogę upewniając się w mijanych wioskach czy przejście przez przełęcz jest bezpieczne. A jednak, mimo zapewnień dozorcy chaty w Phedi, gdzie nocowali przed podjęciem wspinaczki, w niedługim czasie zaczął sypać śnieg co dramatycznie pogorszyło warunki podchodzenia i sprawiło, że stracili orientację, w którą stronę zmierzają. Znaleźli się na wysokości prawie 4600 metrów, w skalistej nieprzyjaznej okolicy a żaden z nich nie posiadał ekwipunku, jaki byłby niezbędny do przetrwania w takich warunkach. I wówczas doszło do rozstania, gdyż James Scott postanowił zawrócić, a Mark pójść jednak dalej. Gdy nie powrócił do dnia, w którym miał opuścić Nepal został uznany za zaginionego. Akcja poszukiwawcza trwała wiele dni i nie przynosiła żadnych efektów, ale niesamowita determinacja siostry Jamesa, Joanny, która przyleciała do Katmandu i osobiście zaczęła sterować poszukiwaniami oraz jej wiara w to, że brat żyje sprawiła, że zlokalizowano miejsce, w którym na ratunek czekał, skrajnie wycieńczony warunkami i ciężką walką, jaką przyszło mu stoczyć, o przetrwanie przez 43 dni.
"Zaginiony w Himalajach" to odtworzona przez rodzeństwo, Jamesa i Joannę, dzień po dniu historia dramatu jaki rozegrał się między 23 grudniem 1991 a 3 lutym 1992 roku.
James opowiada o ekstremalnych warunkach w jakich przebywał, o pierwszej nocy, która wydawała się mu być ostatnią w jego życiu, o czekaniu na śmierć, a gdy ona nie przyszła o podjęciu trudnej walki o przetrwanie w sytuacji, do której w żaden sposób nie był przygotowany, ale w której pomogła mu silna wiara w Boga oraz wiedza medyczna, jaką nabył studiując medycynę a także to, że ćwicząc walki wschodnie ćwiczył również swą wolę, która odegrała niezwykłą rolę w jego zmaganiu się z przeciwnościami pogodowymi, z brakiem jedzenia a nawet wody. Co mnie bardzo zaskoczyło w trakcie czytania wspomnień Jamesa Scotta to to, że zupełnie nie bał się śmierci, był pogodzony z możliwością jej nadejścia, a jedyne co go martwiło to to, że jego śmierć będzie tragedią dla jego rodziców, rodzeństwa, a przede wszystkim dla narzeczonej, Gaye, do których pisał listy, by wiedzieli, jak bardzo ich kochał i ile dla niego znaczyli. I również to, że tym całym koszmarze, jakiego doświadczał z powodu zimna i głodu oraz samotności w tej surowej, białej, przestrzeni, James potrafił mimo wszystko zachwycać się tym, co wokół siebie widział, pięknem i potęgą gór w różnych porach dnia. A także i to, że nie popadł w czarną rozpacz tylko starał się cały swój czas, poza snem wypełniać czytaniem książek, które miał ze sobą, a były to "Wielkie nadzieje" Karola Dickensa i "Milczenie owiec", a także studiowaniem map, analizowaniem swej sytuacji i podejmowaniem prób opuszczenia swej kryjówki, a przed totalnym załamaniem ratował się przeżywaniem wciąż na nowo wspomnień związanych z rodziną i przyszłą żoną.
Joanna Robertson, siostra Jamesa Scotta, opowiada zaś o tym jak rodzina przeżywała dramat jego zaginięcia. O tym jak trudno było im było czekać w rozpaczliwej niepewności, gdy finansowana przez nich akcja ratunkowa nie przynosiła efektów i o tym, jak wierząc, że brat żyje i czeka na ratunek, zdecydowała się polecieć, by mieć bezpośredni wpływ na poszukiwania. To jej nieugiętość i wysiłek włożony w uruchamianie wszystkich możliwych organów, które mogły pomóc w odszukaniu brata, włącznie z korzystaniem z pomocy osób jasnowidzących, w tym tybetańskiego lamy doprowadziły do skutecznego zawężenie obszaru poszukiwań i odniesienia sukcesu w postaci odnalezienia brata w 43 dniu od jego zaginięcia i uratowaniu mu życia.
Pisze również o burzy medialnej, w której przyszło im funkcjonować od dnia, w którym przewieziono z gór Jamesa do szpitala, a którą wyciszyli dopiero po podpisaniu kontraktu z wybranymi przedstawicielami prasy.
James i Joanna potraktowali swoją książkę jako swoistego rodzaju terapię, która pozwoliła im nabrać dystansu do tego, co się wydarzyło, a czytelnicy dostali pełną emocji i dramatyzmu opowieść, która nie tylko wciąga od samego początku, ale wzbudza w czytelniku podziw dla jej bohaterów, ich niesamowitej determinacji w walce z przeciwnościami, sile wiary i woli, bez których to cech ich natur ta historia nie mogłaby się dobrze skończyć. Aż trudno uwierzyć, że to się naprawdę wydarzyło…