Mało kto byłby skłonny przyznać, że prowadzi proste życie. To dopiero prawdziwe problemy zmuszają nas do stwierdzenia, że kiedyś to było dobrze. Wydawać by się mogło, że student to już dorosły człowiek. W przypadku Ari… nic bardziej mylnego. Dopiero pewne nieszczęśliwe wydarzenie zmusi ją, by wzięła życie we własne ręce.
Ari jest studentką ASP, którą najlepiej oddaje jedno słowo „rozpieszczona”. Niby robi to, co lubi, ale jak już za czymś nie przepada… to traci do tego zapał. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W trudnych sytuacjach wystarczy przecież zadzwonić do rodziców, pocieszą, wspomogą gotówką. W pewnym momencie robi się naprawdę źle, a Ari bardziej niż kiedykolwiek wcześniej nie wie co ze sobą zrobić. Dzwoni do mamy. Nie ma pojęcia, że los szykuje dla niej coś o wiele gorszego. Będzie musiała szybko nauczyć się samodzielności i… ufać właściwym osobom.
Główna bohaterka z pewnością nie została stworzona do lubienia. Na pierwszych stornach jawi się jako rozkapryszona panna, która sądzi, że wszystko się jej należy. Wraz z rozwojem akcji bardzo się zmienia, jednak nadal nie zachowuje się tak, by zjednać sobie miłość czytelnika. Jest zadziorna, impulsywna i… zagubiona. Często podejmuje impulsywne decyzje, co momentami naprawdę mnie irytowało. Mimo wszystko ciężko jest odmówić jej uroku. Wpada niczym tornado i rozpędza akcję.
Dużym plusem tej opowieści jest wątek artystyczny. Studia dziewczyny to nie tylko tło. Sztuka stanowi jej pasję, o czym nie tylko wspomina, a co naprawdę pokazuje swoim życiem. Będziemy uczestniczyć w zajęciach, przesiadywać bladym świtem w pracowniach, czy zachwycać się sztuką. Ma to swój urok!
Warto też wspomnieć o zagadce, bo właśnie od zasygnalizowania intrygi zaczyna się cała opowieści. Oj, mało cierpliwi czytelnicy mogą się zawieść. Bo chociaż motyw ten pojawia się już na starcie, to potem bardzo długo trzeba czekać na jego rozwinięcie. Wszystko dzieje się w finałowych rozdziałach.
Ciekawie prezentuje się za to wątek miłosny. Nie jest on zbyt intensywny, bliżej mu do szczeniackich przytyków, niż głębi uczuć, za to bez wątpienia mogę przyznać, że nie jest o schematyczny. Nic nie rozwija się tak, jakby się tego czytelnik spodziewał. Co niektórych będzie cieszyć, a innych drażnić.
Mnie najbardziej irytowało zmienne tempo akcji, a może raczej zmienne napięcie. Chociaż były momenty, kiedy śledziłam fabułę z dużym zainteresowaniem, to zdarzały się też taki, gdy zwyczajnie się nudziłam. Nie wszystkie wątki interesowały mnie w tym samym stopniu. Przejścia między ciekawymi scenami momentami naprawdę mi się dłużyły.
Plusem za to jest kreacja pobocznych postaci. Praktycznie każdy z dodatkowych bohaterów miał w zanadrzu ciekawą historię. Zwłaszcza współlokatorzy Ari byli niewyjęci, szaleni i ciekawi. Nie brakło też poważniejszych tematów jak choroba i odpowiedzialność za rodzica.
„Ari” to porządnie napisana powieść obyczajowa, w której miesza się wiele ciekawych wątków. Nie brak miłości, życiowych pytań, czy odrobiny młodzieńczego szaleństwa. Chociaż powieść miała też słabsze momenty, uważam, że jako całość jest godna polecenia.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.