Pisarstwo Grahama Mastertona jest w Polsce prawdziwym fenomenem. Mimo iż dzieła tego autora, poza kilkoma wyjątkami, pozostawiają wiele do życzenia, jego popularność w kraju nad Wisłą wydaje się nie słabnąć. Brytyjczyk wciąż zapraszany jest na różnego rodzaju konwenty, a wielu czytelników z utęsknieniem czeka na kolejną książkę spod jego ręki. Cóż, świat jest pełen paradoksów... „Aniołowie chaosu” na pewno niczego tutaj nie zmienią, bo to zwyczajny Mastertonowski średniak, który jedynie podtrzymuje status quo.
Główny bohater, Noah, na co dzień zajmuje się kaskaderstwem. Karkołomne pościgi, upadki i różne figury nie są mu zatem obce. Pewnego dnia, mężczyzna znajduje na dnie morza medalion, na którym widnieje słowo „PRCHAL”. Gdy Noah postanawia na własną rękę rozwikłać zagadkę tajemniczego znaleziska, ściąga na siebie prawdziwą lawinę kłopotów. Okazuje się bowiem, że sprawa ta ma związek z niejaką organizacją Nakasu, która zrobi wszystko, aby pozostać anonimowa.
Tym razem Masterton serwuje czytelnikowi thriller, którego fabuła opiera się na spiskowej teorii dziejów. Jednak „Aniołom chaosu” daleko do takich utworów, jak chociażby „Ikon”, czy „Kondor”. Czego się zatem możemy spodziewać w tym dzieje Brytyjczyka? Przede wszystkim w miarę wartkiej akcji (choć czasem pozbawionej logiki), epokowej zagadki oraz oczywiście seksu. Wydaje się zatem, że „Aniołowie chaosu” nie powinni niczym specjalnym zaskoczyć nawet zagorzałych miłośników prozy autora „Manitou”.
Graham Masterton w swojej książce raz po raz puszcza oko do polskiego czytelnika. Pojawia się nawet wątek śmierci generała Władysława Sikorskiego, który w ostatnim czasie odgrzały nam nasze rodzime media i który wciąż spędza sen z powiek wielu historykom. Jednak motyw ten potraktowany został tu nieco po macoszemu. Masterton chyba nie odrobił dobrze lekcji, bo jego spojrzenie jest dość jednostronne. Oczywiście autor ma do tego zupełne prawo, jednak osobiście źle się czułem, brnąc przez taką płyciznę. Pod względem warsztatowym, słowo Brytyjczyka czyta się dość przyzwoicie. Nie zauważyłem tu jakichś większych potknięć. Natomiast sporo zarzutów można czynić absurdalnym i nielogicznym rozwiązaniom, których w tekście można całkiem sporo wyłowić. Bo niby jak nazwać fakt, że wielowiekowa organizacja Nakasu, która od pokoleń wprawia ludzkość w stan chaosu, daje się tak łatwo nabrać na zaaranżowaną śmierć jednej z bohaterek? Toż to przecież śmieszne jest. Współczesny czytelnik ma przecież znacznie większe wymagania niż ten z początku lat 90-tych, kiedy to można było pisać wszystko i o wszystkim. „Aniołowie chaosu” niczym się tu nie wybijają. Powieść napisana jest wedle schematu na tzw. porządny thriller, jednak efekt końcowy trudno określić mianem porządnego. Mimo wszystko tragedii nie ma. Nie jest to może wybitne dzieło, ale da się przeczytać. I to chyba jest w tym wszystkim najbardziej istotne.
Lektura „Aniołów chaosu” pewnie przypadnie do gustu fanom prozy Mastertona. Pozostali czytelnicy mogą być natomiast zwyczajnie rozczarowani. W końcu współczesny rynek czytelniczy oferuje znacznie lepsze książki tego gatunku. Jeśli zatem nie czujecie sentymentu do Mastertona, spokojnie i bez wyrzutów sumienia możecie poszukać sobie innej lektury do poduszki.