Historia Polski ma swoje niechlubne epizody, o których nie mówi się tak chętnie, jak o sukcesach, czy martyrologii. Takim przemilczanym, niechętnie analizowanym momentem jest akcja Wisła – przesiedlanie rdzennej ludności zamieszkującej tereny południowo-wschodniej Polski i rozproszenie jej na Ziemiach Odzyskanych. Do dziś wydarzenia te budzą kontrowersje wśród historyków. Ludowe władze usprawiedliwiały jej przeprowadzenie walką z ukraińskimi powstańcami, koniecznością odcięcia ich od zaplecza oraz odwetem za zabójstwo generała Świerczewskiego. Nie brak jednak głosów uznających je za zbrodnię zaplanowaną w moskiewskich gabinetach. Dziś, kiedy władze znów starają się zapomnieć o cierpieniu sprowadzonym na mniejszości etniczne przez państwo polskie, głos Roberta Nowakowskiego w powieści „Ojczyzna jabłek” zasługuje na to, by być jak najbardziej słyszalny.
Powieść opowiada o tamtych wydarzeniach głosami trzech bohaterów: Jelka Rabika– przedstawiciela Bojków, Niny, pochodzącej z Łemków i Mozesa – ocalałego z apokalipsy Żyda, ukrywającego się w ziemiance Rabików przez niemal całą wojnę. Na przestrzeni lat 1945 – 1967 ich życie zmienia się diametralnie. Mimo że Hitlera już nie ma, do ich domostw stale przychodzą uzbrojeni ludzie, żądając wsparcia dla swojej sprawy – a to ukraińscy nacjonaliści, a to inni partyzanci, a to Sowieci, wreszcie zwykli bandyci. Zanim jeszcze minie to zagrożenie, rozpoczyna się akcja Wisła – kolejna opresyjna, pozbawiająca godności i tożsamości operacja na niewinnych ludziach, zmęczonych codziennym niebezpieczeństwem.
Jelko i Nina zostają rzuceni w przypadkowe miejsca powojennej Polski, co prawda w gronie rodzinnym, ale oddzieleni od sąsiadów i wszystkiego, co znają. Pomoc w osiedleniu, rozpoczęciu nowego życia jest żadna, a zewsząd spotykają ich tylko szykany, szyderstwo, nieufność i przemoc. Za wszelką cenę starają się więc ukryć swoje pochodzenie, wtopić w miejscową ludność, choć to bardzo trudne.
Mozes, do którego docierały tylko szczątkowe informacje o wojennej rzeczywistości, teraz szuka swoich bliskich, swojej społeczności. Wszyscy jednak zniknęli i próżno znaleźć ich ślady. Trudno mu zrozumieć rzeczywistość, w której się znalazł, trudno zdefiniować siebie w tym świecie, w którym nic już nie jest takie samo. Powstaje przecież państwo izraelskie, Żyd staje się Izraelczykiem na uchodźstwie.
Książka została napisana w prosty sposób, a dzięki temu przebiega się przez jej strony z wyjątkową łatwością. Jednak treść zapada gdzieś w człowieku, otwiera oczy na cierpienie niewinnych ludzi, którzy chcieli spokojnie żyć na ziemiach swoich przodków, wśród sobie podobnych, ze swoimi zwyczajami, przesądami, swoim widzeniem świata. Tymczasem zostali wyrzuceni z własnych domów, przetransportowani w otoczenie ludzi obcych i nieprzyjaznych, gotowych bezinteresownie wyrządzić krzywdę, na pewno nie zrozumieć i pomóc. Muszą się przystosować, zapomnieć o świecie, w którym dotychczas żyli. Jak im się to uda?
„Ojczyzna jabłek” to poruszająca lektura. Jakże autentyczna. Ze względu na temat, który nie jest zbyt popularny, otwiera oczy i uświadamia. Pokazuje ludzi, których świat się zawalił, których wyrwano, czy raczej odcięto od korzeni, nie ułatwiając zapuszczenia nowych. Ludzi, którzy niczym nie zawinili wobec tych, którzy skazali ich na piekło na ziemi. Książka wspaniała w swojej prostocie i autentyczności, wymagającej od autora pogłębionej pracy historycznej i etnograficznej. Jedna z lepszych, przeczytanych w moim życiu.