Internat Hailsham to placówka nietypowa, pełna tajemnic i zagadek. Przebywający tam uczniowie są na pozór normalnymi nastolatkami, jednak coś ich różni od rówieśników. Wszyscy wychowankowie ośrodka nie mają rodzin, nazwisk, ani możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Nauczyciele większą wagę przykładają do utrzymania dzieci w korzystnej kondycji zdrowotnej, aniżeli pozyskiwania przez nich prawdziwie istotnej wiedzy. Duży nacisk kładzie się także na zajęcia z rysunku. Co jakiś czas do Hailsham przybywa Madame, która wybiera najlepsze prace plastyczne i zabiera je do słynnej Galerii. Po co to jednak robi? Nie wiadomo.
Wychowankowie do pewnego czasu żyją w błogiej nieświadomości, nie wiedzą, co przygotowała im przyszłość. Jednak pewnego dnia za sprawą jednej z opiekunek, wszystko się zmienia i wychodzi na jaw, jaki los jest z góry pisany uczniom. Słowo „dotacje” nabiera prawdziwego znaczenia, mieszkańcy ośrodka uświadamiają sobie, że hodowani są tylko i wyłącznie po to, aby w przyszłości zostać dawcami organów. Aczkolwiek zanim to nastąpi, czeka ich jeszcze pobyt w Chałupach.
Narracja prowadzona jest przez główną postać - Kathy. Trzydziestokilkuletnia kobieta, obecnie pracująca jako opiekunka, wspomina wydarzenia mające miejsce wiele lat temu w czasie jej dzieciństwa, jak i te całkowicie aktualne. Praktycznie wszystkie jej działania nieodłącznie związane są z dwójką najlepszych przyjaciół – Ruthy i Tommym.
Od samego początku bohaterowie nie przypadli mi do gustu. Uderzała mnie ich naiwność i łatwowierność. Kiedy nastolatkowie uwierzyli w zasłyszaną plotkę o możliwości przesunięcia terminu dotacji tylko z powodu miłości, zaczęłam się zastanawiać, czy oni w ogóle potrafią logicznie myśleć. Irytowało mnie też ich podejście do seksu. Jako, że wychowankowie Hailsham nie mieli zdolności prokreacji można by rzec hulali sobie na prawo i lewo.
Kolejną z drażniących rzeczy w „Nie opuszczaj mnie” jest fakt, że w pewnym momencie autor zaczyna przedstawiać ramy czasowe poprzez zestawianie konkretnych wydarzeń z pierwszą rozmową Kathy i Tommego. Wygląda to mniej więcej tak: „Miało to miejsce na dwa lata przed spotkaniem moim i Tommego” albo „Wydarzyło się to prawdopodobnie zaraz po naszej pierwszej rozmowie”. Nie są to idealnie skopiowane cytaty z książki, ale możecie mi uwierzyć, że część tekstu właśnie tak się prezentuje. Ponadto w narracji Kathy aż roiło się od sformowań typu „dokładnie nie pamiętam”. Co więcej jedna myśl jest cały czas przerywana przez inną, przez co książka jest całkowicie niespójna i trudna do zrozumienia. Nawet po zapoznaniu się z całą jej treścią nie jestem w stu procentach zdolna do tego, aby dokładnie wytłumaczyć, jak przebiegał proces dotacji. Wszystko jest aż za bardzo pogmatwane i zawiłe.
Następny problem wynika z trudności osadzenia akcji utworu w konkretnym czasie. Z jednej strony tekst porusza kwestię klonowania, które jest zagadnieniem dość nowym, jednak skala, w jakiej zjawisko to występuje w powieści, jest dość duża, z tego można wywnioskować, że wydarzenia mają miejsce w przyszłości. Z drugiej strony Kazuo Ishiguro w taki sposób opisał świat przedstawiony, że ja obstawiałabym, że fabuła obsadzona jest w niedalekiej przeszłości.
„Nie opuszczaj mnie” to powieść pełna emocji. Niestety głównie tych negatywnych. Wszelkie wspomnienia głównej bohaterki rodzą w czytelniku smutek i współczucie. Pisarz stworzył historię niesamowicie melancholijną i skłaniającą do refleksji. Skierowana jest ona w głównej mierze do osób, które potrafią się skupić na tekście i które bez problemu poradzą sobie ze wszelkimi zawiłościami fabuły.