Zwykle sięga się po książki podróżnicze przed planowanym wyjazdem, żeby trochę lepiej poznać zakątek świata, który chce się odwiedzić, dobrze przygotować się do wyprawy i mniej więcej upewnić co warto zobaczyć. Ja postępuję trochę na przekór i jeśli już sięgam po takie książki (rzadko, ale zdarza mi się) to interesują mnie miejsca, których – nie mam złudzeń – najprawdopodobniej nigdy nie odwiedzę. Jednym z takich krajów są Chiny i właśnie o nich podczytywałam sobie przez ostatnie dni.
Jeżeli znacie serię „Poznaj Świat” wydawnictwa Bernardinum wiecie, jak elegancko prezentują się te książki. Jeżeli nie, polecam nadrobić. Dobra marka to podstawowy wyróżnik tej edycji – książki są wydane bardzo starannie, zarówno pod względem technicznym, edytorskim, jak i merytorycznym. Przede wszystkim solidna, twarda oprawa i przyjemne, gładkie strony z połyskiem. Dużo pięknych zdjęć, dopasowanych do tekstu. W tej serii ukazały się książki zarówno podróżników cenionych, popularnych, znanych z mediów, łowców przygód, jak i debiutantów. Warunek jest jeden – aby ciekawie opowiadać o miejscach, w których się bywało.
Marek Pindral spędził w Chinach dwa lata. Pokusił się na ten spontaniczny wyjazd, można by powiedzieć, wbrew zdrowemu rozsądkowi. Wiedział, że jest to kraj całkowicie odmienny od naszego. Miał świadomość zawiłości tamtejszego języka. Znał ekstrawagancką kuchnię. Orientował się w trudnej sytuacji politycznej. I ta odległość... A jednak przyjął ofertę pracy i wyjechał by nauczać tam języka angielskiego. Początki nie był proste, ale studenci szybko pokochali nowego profesora.
Książka Pindrala to taki trochę pamiętnik, trochę zbiór ciekawostek i opowieści, trochę notatnik z podróży. Podzielono ją tematycznie na kilka części – znajdziemy tu m.in. rozdziały o chińskich studentach, o regularnych trzęsieniach ziemi, kuchni, rytuałach pogrzebowych, polityce... Ale wszystkie te zagadnienia troszkę wymiksowano, wzbogacono o luźne dygresje i anegdoty. Nie jest to typowy przewodnik – autor nie kieruje go do przyszłych turystów, nie sugeruje co powinni włożyć do plecaka ani na jakie wycieczki skusić się najlepiej. Choć oczywiście zdaje relacje ze swoich wypraw, podziwia tamtejsze atrakcje (bardzo drogie, nawiasem mówiąc). Dużo ciekawych informacji można z tej pozycji wynieść – o codzienności mieszkańców, o ich kulturze, sposobie bycia, tradycji i przyzwyczajeniach. O tym, że Chińczycy mają bardzo wysokie mniemanie o sobie i swoim kraju. O tym, że potrafią „przerobić” na jedzenie wszystko – począwszy od psa czy kota, skończywszy na poczwarkach motyli. Boja się... jeść nożem i widelcem. Pijają herbatę z mlekiem, masłem i solą. Polskę kojarzą m.in. z filmem „Vinci” Machulskiego. Młodzi żyją pod wielką presją – szkoła, nauka, egzaminy – boją się zawieść rodziców, stąd duże fale samobójstw. Potrzeba wiele cierpliwości i otwartości, by zaakceptować wszystko, co się w Chinach dzieje.
Książka oczywiście nie wyczerpuje tematu. Wiele tu pominięto, wiele tylko zasygnalizowano. Można ją czytać od deski do deski, można wyrywkowo. Są lepsze momenty, są też fragmenty nudniejsze. Jeżeli ktoś interesuje się tym krajem, będzie na pewno potrzebował innych pozycji, by uzupełnić i wzbogacić swoją wiedzę. Jeżeli ktoś szuka dobrej rozrywki, może ze spokojem sięgnąć po tę opowieść.