Rozmiar ma znaczenie.
Ile razy się nagadałem, że życzyłbym sobie kryminałów thrillerów czy horrorów długości odpowiedniej, nie za długiej, aby mnie czytelnika za bardzo przy czytaniu w sklepienie nie kłuło jak powieść zacznie wchodzić. Ale gadał dziad do obrazu i polskim zwyczajem książka jest rozbuchana do rozmiarów niemożebnie… za długich. 200 stron z okładem za dużo na powieść aspirującą do Stefana Króla, jak sama się na okładce reklamuje. Ale Stefan Król w większości piszę nie rozwlekle, taka thrillerowa powiastka powinna się dziać szybko, a jeśli niespiesznie to tylko pozornie, bo pod skórą powinien czaić się horror. Czy tam thriller. Do końca nie wiem szczerze mówiąc jak tę książkę zakwalifikować, ale niech będzie przy dużym nagięciu powieść obyczajowo-thrillerowa, choć do każdego z tych gatunków trochę brak.
Fabularnie jest co prawda bardzo ciekawie, jest powojenny Olsztynek, któremu odpowiednia narracja dodaje smaku. Osadnicy na ziemiach odebranych Niemcom na siłę zasiedlanych przez rosyjskie władze zwanymi władzą ludową. Przyjeżdża do Olsztynka młody mylycjant i wklejając się w otaczającą rzeczywistość jest naiwnym ludzikiem, który tylko i wyłącznie dzięki autorce przeżył więcej niż 200 stron książki. Prowadzi sprawę lub prowadzi sprawę po tym jak mu ją odebrano – serii morderstw, rozerwanych, jakby wyjedzonych zwłok (od razu widać co jest grane). Moim zdaniem jego wścibskość i postępowanie tak skrajnie różne od przyjętych bandycko-układowych relacji panujących na miejscu dałyby mu nie ojcowską miłość szefa a kulę w łeb, albo jakiś inny nieszczęśliwy wypadek. Gdyż nasz Stefanek z uporem maniaka pluję swoim zachowaniem w twarz zarówno „ruskim” jak i „naszym” a już na pewno niepokoi i UB (które mu z niewyjaśnionych przyczyn po cichu kibicuje) i lokalnych watażków. Nie mając absolutnie żadnego sojusznika wyrusza na samotną krucjatę nie wiedząc nic z niczego, nie kombinując, nie układając się z nikim. Pozbawione wszelkiej logiki działanie głównego bohatera ma swojego sojusznika w osobie autorki, która tak zręcznie operuje piórem, że w doskonale wykreowanej przez siebie rzeczywistości nie daje go nikomu ukrzywdzić w sposób skutecznie ostateczny. Cała intryga byłaby lepsza gdyby nadprzyrodzony wątek był ukryty przed czytelnikiem trochę dłużej, a nie oczywiście ujawniony od razu, a rozwijany jakby od niechcenia i podawany w niedostatecznych lub zbyt dużych porcjach. Tak to już jest w książkach fabularnych, że jak inne czasy to trzeba je czytelnikowi nakreślić, żeby mógł w fabułę wejść efektywnie nie mając dysonansu poznawczego podczas gryzienia charakterów bohaterów. No i oczywiście kontekst historyczny nie pozostaje bez wpływu na ich mentalność czy decyzje. To jest to co mi się w tej książce podobało, że Autorka dobrze odwzorowała realia (tak wiem, nie było mnie tam) ówczesnej rzeczywistości: kombinatorstwa, układania się, niedoborów towarów, głodu czy po prostu komunizmu socjalizmu.
Bohaterowie to właściwie największa zaleta tej cegiełki. Pomijając głównego bohatera, który służy właściwie tylko poznawaniu tych pozostałych – najlepszą postacią jest komendant Waligóra oraz Lipiński drugi milicjant. Do tego dochodzi pan z UB, lekarz Królikowski, pięlegniarka Sabina, karczmarz Drozd i jego dwie dziwki, żona komendanta, nawet (!) niemrawa córka komendanta. I oczywiście bezimienna Stara Niemra. To są wyraziste, indywidualne, bardzo fajne do śledzenia postacie. Tylko ten nasz główny jakiś takiś co go trzeba za rączkę jak pijane dziecko we mgle.
Logicznie mi trochę nie zagrała raz to sympatia komendanta do naszego Stefana, a drugi raz kombinowanie za jego plecami jakby go tu wyłączyć. Plus niby wszyscy wiedzieli, a jednak nie wszyscy. Mogę o tym porozmawiać na PW, żeby fabuły nie zdradzać, ale
Ostatecznie Autorka miała pomysł bardzo dobry, tylko z realizacją leciuteńko gorzej. Fabuła dobrze wymyślona, ale znowuż nie do końca atrakcyjnie opowiedziana. Tylu bohaterów (ciekawych) i jednocześnie niedopowiedzianych. Za dużo zbędnej gadaniny, za mało o ruskich i ich działalności. Wątek nadprzyrodzony trochę za mało obecny utopiony w zbyt dobrze opowiedzianej historii ówczesnych realów powojennych. No i oczywiście tyram 650 stron, żeby akcja rozwinęła się wreszcie i zakończyła na ostatnich 5 stronach. Powieść dobra, ale przy dużej tolerancji, która nawet daje szansę, bo czyta się nieźle, choć za długo.
04.05.2020 r. Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl