Przyznam szczerze, że po raz pierwszy chciałam odłożyć tę książkę już na 11 stronie. Ale czytałam dalej z jakąś perwersyjną ciekawością jak bardzo człowiek może być s********y. I nie chodzi mi tutaj o zwyczaje randkowe autorki - jest dorosła, niech robi co chce, ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam. Chodzi mi o jej poglądy i zachowanie w sytuacjach, w których każdy człowiek z działającą moralnością zachowałby się zupełnie inaczej.
Z początku zapowiadało się nieźle. Ja sama określiłabym swoje poglądy gdzieś pomiędzy centrum a lewą stroną i mam ostrą alergię na fanatycznych prawicowców. Problem w tym, że nie lubię skrajności w żadną stronę. A już najbardziej nie lubię plujących jadem (i hipokryzją) feministek. Bo cholera mnie wzięła jak przeczytałam, że autorka się oburzyła jak facet dał jej swoją koszulę gdy trzęsła się z zimna w letniej sukience. Jestem pewna, że ona bez wahania dałaby szalik swojej przyjaciółce w takiej sytuacji i nie widziałaby w tym nic złego. To zwyczajny, miły gest, nie rozumiem co jest z nim nie tak gdy wykonuje go mężczyzna. To już nie jest równouprawnienie, to jawna dyskryminacja.
Pozwólcie, że przytoczę Wam dwie sytuacje. Gość, który podzielił się koszulą był supernieśmiałym gościem, który nie miał wielkiego doświadczenia z kobietami, a to, które miał, było kiepskie. W dodatku niedawno jego matka zmarła na raka (dlatego poszedł na medycynę z zamiarem znalezienia lekarstwa na raka). Autorka z jakichś powodów uznała to za niezwykle seksowne i poszła z nim do łóżka, bo było jej go żal. Ale to jeszcze nic. Gdy była na samotnym urlopie w górach, stwierdziła, że się nudzi. Znalazła więc na Tinderze jakiegoś biedaka, który skrępowany wyznał jej, że cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Co zrobiła autorka? Zmyśliła, że ona też, żeby chłopak poczuł, że spotkał bratnią duszę i się z nią przespał. No nie mam słów.
Pani Jędrusik ewidentnie jest nimfomanką. Bo jak inaczej nazwać kogoś, kto schodzi na przerwie na lunch do podziemnego parkingu tylko po to, żeby zrobić komuś loda w samochodzie, a dzień bez seksu z kolejnym partnerem uznaje za stracony? Jednak to bym jeszcze przeżyła, jak mówiłam ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam. Ale myślałam, że nie zdzierżę gdy czytałam o jej poglądach na różnice klasowe i o tym, że ona nie będzie się umawiać z kimś o niższym wykształceniu, bo jak dała do zrozumienia, ten ktoś będzie zbyt głupi, żeby prowadzić z nim ciekawą rozmowę. Droga Pani Jędrusik, wielu moich znajomych nie ma nawet matury i wszyscy są jednymi z najinteligentniejszych ludzi, jakich znam, choć zgodnie z Pani filozofią, mając wyższe wykształcenie nie powinnam się z nimi zadawać. Może to dla Pani będzie szok, ale dyplom i praca w korpo nie czyni Pani ani lepszą, ani tym bardziej mądrzejszą od nikogo. Jedynie rozdyma Pani ego do niewiarygodnych wręcz rozmiarów. I nie mogę ani nie chcę powstrzymywać się przed nazwaniem Pani hipokrytką, gdy na jednej stronie wychodzi Pani z randki bo facet śmiał stwierdzić, że czarnoskórzy są źli, a na następnej piętnuje Pani osoby z niższym niż Pani wykształceniem. Wstyd.
Ciekawa jestem czy autorka w ogóle choć przez chwilę zastanowiła się nad tym, co pisze. Bo ja bym się chyba spaliła ze wstydu gdyby moja mama albo moje przyszłe dziecko przeczytali jak opisuję ze szczegółami robienie loda setkom nieznajomych (a potem uczucie pobcieranego gardła). Nawet na zwykłych znajomych nie mogłabym patrzeć już tak samo. A szef? Nie chcę nawet myśleć. Autorka szpanuje co chwilę mądrymi słowami i wspomina o wielkich współczesnych artystach chcąc chyba pochwalić się inteligencją i oczytaniem, ale nie bardzo jej się to udaje gdy z całej reszty tekstu aż bije po oczach pustogłowie. Używa też niewiarygodnej ilości wulgaryzmów. Po co? Nie mam pojęcia.
Jedyną dobrą rzeczą w tej książce jest w miarę poprawny język. Kilka opowieści o sytuacjach, w których Pani Jędrusik nie popisuje się skrajną głupotą też jest nawet ciekawych. Poza tym to jedno wielkie narzekanie, że życie jest okropne. Autorka codziennie umawia się z innym facetem na seks, upija w trupa, wstaje z kacem i leci do swojego korpo zrzygać się na klawiaturę, po czym narzeka, że ze światem coś jest nie tak. Czy Wy to rozumiecie? Bo ja nie. Szkoda, że całą swoją energię przeznacza na bluzganie jadem w stronę mężczyzn zamiast spożytkować ją na poprawę tego rzekomo paskudnego życia. I to ma być ekspert do spraw damsko-męskich? Ja wysiadam.
Podsumowując, "50 Twarzy Tindera" to festiwal depresji, nimfomanii i hipokryzji. To niesmaczny i wulgarny monolog mający na celu nawrócić na wszystkich na jedyne słuszne poglądy autorki, z którymi w ogóle nie ma dyskusji. Kilka ciekawych opowieści niestety nie ratuje tej książki. Żal mi Pani Jędrusik, bo ewidentnie jest osobą głęboko nieszczęśliwą, ale mój żal trochę studzi fakt, że nie robi nic, żeby z tego nieszczęścia wyjść. Z przykrością stwierdzam, że ta książka była stratą czasu. Nie polecam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl