Z pewnością znacie te krążące w internecie historie stworzone na potrzeby uświadomienia rodzicom, że dla dzieci liczy się wspólnie spędzony czas, uwaga, obecność. Dla mnie literacki debiut Eweliny Gierasimiuk – Merty jest taką właśnie, napisaną przez życie historią, o tym, co ważne i wartościowe.
„Były zdarzenia, momenty, sytuacje, które wypełniły szkic mojego życia kolorami i treścią. Byli też, i wciąż są, na szczęście, tacy ludzie, bez których pozostawałam niedopowiedziana i niedokończona, jak opowiadanie, któremu nie nadano tytułu albo obraz z niedomalowaną ostatnią kreską. I nie mam na myśli ich wpływu na kształtowanie mojej osobowości, tylko raczej ich wkład w moje poczucie szczęścia. Chciałabym, aby to nie zostało unieważnione przez upływający czas. Zapisane nie zginie. Zapisane nabierze jeszcze większej wartości”.
„3600 gramów szczęścia” to intymny i niezwykle emocjonalny pamiętnik dojrzałej kobiety, dla której chęć posiadania dziecka, na pewnym etapie życia, staje się jedynym marzeniem. Autorka ukazuje drogę do jego spełnienia, która choć naznaczona wieloma trudnymi i bolesnymi doświadczeniami, ukoronowana zostaje sukcesem. „Ja tak długo i wytrwale czekałam... A życie w oczekiwaniu na Niego było takie płaskie, jednowymiarowe, egocentryczne. Teraz wreszcie jestem w pełni szczęśliwa!” Przyjście na świat upragnionego syna stanowi przełomowy moment w życiu.
Literacki debiut Autorki to również słodko gorzkie wspomnienia z pierwszych kilku lat życia Miłosza, niezwykle prawdziwe i szczere, pełne humoru, ale i codziennych trosk i kłopotów. To wreszcie zapis swoistej przemiany jaka dokonuje się w każdej kobiecie w związku z przyjęciem nowej roli, towarzyszących jej rozterek, przemyśleń i wniosków.
Niewątpliwie największą siłą tej książki są emocje, a w zasadzie niezwykła umiejętność Autorki w ich przekazywaniu. Czytając współodczuwałam, płakałam i śmiałam się razem z nią.
Niezmiennie zachwycona jestem lekkim, przyjemnym stylem i językiem. Podoba mi się to, w jaki sposób Ewelina Gierasimiuk – Merta operuje słowami. Jak starannie je dobiera, jest świadoma ich wagi i mocy. Żadne z nich nie jest przypadkowe. To nadaje książce dodatkową wartość. Ale czy mogło być inaczej, skoro pisze: „Książka – nauczyciel, książka – pocieszyciel, książka – wybawca, książka – narkotyk. Niby rzecz, a pełna życia. Niby nie przedmiot pierwszej potrzeby, a trudno mi bez niej żyć”?
„3600 gramów szczęścia” to ciepła, niezwykle wzruszająca opowieść o wytrwałości i nadziei, która nigdy nie umiera. O dojrzewaniu do nowej roli. O tym, jak trudno nie zatracić się w niej zupełnie. O niekiedy niełatwych relacjach; z samą sobą, partnerem, rodziną i innymi ludźmi. O trudach wychowania i odwadze do życia w zgodzie z własnymi przekonaniami, według własnych zasad i wartości.
Historia, która przywołuje wspomnienia wczesnego macierzyństwa, niecierpliwego wyczekiwania na maleństwo, a także zawiedzionych nadziei gdy wymarzone dwie kreski na teście ciążowym się nie pojawiały.
Opowieść słodko gorzka, która rozpoczyna się dramatycznie, ale ma bardzo optymistyczny wydźwięk. Szczera, emocjonalna, do bólu prawdziwa, o życiu matki, kobiety, o trudach wychowania. Taka, w której każda z nas odnajdzie cząstkę siebie.