Na początek sprawy techniczne: twarde okładki, lekko żółtawy papier, ciemne tło z metalicznie połyskującymi złoceniami, co do których nie potrafię się zdecydować czy są eleganckie czy odpustowo-tandentne. W każdym razie wyglądają zupełnie inaczej niż na zdjęciach zamieszczanych w sieci. Czy lepiej, każdy musi zdecydować sam.
Gdybym przeczytał tę książkę w młodości być może byłbym zachwycony. Gdybym nie obejrzał filmu i serialu, być może czytałbym z większym zainteresowaniem (zarówno serial jak i film na tyle wiernie odtwarzają losy głównej bohaterki, że trudno w książce o jakieś zaskoczenia). Gdyby nie była to książka przede wszystkim dla dzieci zapewne czytałoby mi się ją przyjemniej. A smętna prawda jest taka, że "Zorza polarna" sama w sobie jest prostą historyjką fantasy - o miłej dziewczynce imieniem Lyra i jej bezwzględnych rodzicach - z dodatkowymi elementami horroru (potraktowanymi jednak w sposób skrótowy i umiarkowanie przerażający). Jeśli nawet rola tej dziewczynki okaże się mieć potem fundamentalne znaczenie dla wszechświata to w pierwszym tomie prawie zupełnie tego nie widać.
Trylogia "Mroczne materie" posądzana jest powszechnie o posiadanie głębszej warstwy ukrytych znaczeń o charakterze antykatolickim lub antychrześcijańskim, ale takie pierdoły wypisuje się o każdej książce fantasy, którą w jakikolwiek sposób można odnieść do tematu boga i wiary (a inwencja katolickich publicystów w tej kwestii jest doprawdy imponująca - przeczytałem sobie dla rozrywki "recenzję" filmu "Złoty kompas" na stronach radyja i spłakałem się ze śmiechu). Fikcyjny kościół w książce jest przedstawiony (a nawet i to słowo jest przesadą - wzmianki o nim są niezbyt liczne i powierzchowne, ale rzeczywiście role czarnych charakterów pełnią postaci powiązane z instytucjami podającymi się za jedynie słuszne przedstawicielstwa lokalnego bóstwa) jako zbiurokratyzowana instytucja sięgająca w każdy dostępny sposób po władzę. Dla żadnego Polaka podobne przedstawienie kościoła nie może być zaskoczeniem czy powodem do oburzania się, bo dokładnie takie działania kościoła każdy może codziennie dostrzec w coraz silniej nas otaczającej rzeczywistości. Jedyna różnica jest taka, że kościół ze świata "Zorzy polarnej" nie przestał jeszcze mordować wszystkich, których uważa za swoich wrogów lub odmieńców i prowadzi eksperymenty jako żywo przypominające hitlerowskie obozy śmierci. Sądzę, że każdy kto przypomni sobie płonące stosy inkwizycji i inne seryjne masakry w imię wiary, z pewnością uzna obraz przedstawiony w książce za typowy dla wszelkich fanatyzmów uznających, że w imię tzw. "wyższego dobra" można mordować, okaleczać i torturować. Nie to jest jednak głównym z powodem oskarżeń kierowanych pod adresem tej książki, ale raczej zawartość kolejnych tomów, które mają przenieść konflikt postaci z bóstwem na nowy poziom. Sama "Zorza polarna" to dopiero preludium, z którego naprawdę trudno od ręki zgadnąć, że Lyra ma podobno być "nową Ewą". Nowe tłumaczenie tekstu powieści W. Szypuły (dobrej jakości, na ile mogę to ocenić) zdaje się, obok bezpośrednich odwołań do Biblii w ostatnich rozdziałach, podkreślać odniesienia do wiary chrześcijańskiej w sposób klarowny i bezpośredni, np. zamieniając używany w poprzednich przekładach termin Pył na Proch (z prochu powstałeś...). Pomimo tego trudno mi było dostrzec w samej tej książce cokolwiek kontrowersyjnego i nie to jest jej problemem. Chodzi raczej o to, że fabuła jest zbyt prosta, prawie wszystko się bohaterom udaje, dogodni sprzymierzeńcy z odpowiednim sprzętem pojawiają się na życzenie, brak jest jakichkolwiek czynników losowych. Zapewne tak powinno być w bajkach dla dzieci (zgaduję, że jest to z pewnością przedstawiane jako część diabolicznego planu autora, mającego polegać na deprawacji milusich, chrześcijańskich nieletnich), ale naiwności fabuły są po prostu rażące dla dorosłych czytelników. Być może to wrażenie wynika ze znajomości adaptacji filmowych tej książki, dzięki którym (a raczej przez które) nic mnie w fabule nie zaskakiwało. Potencjalne przesłanie autora na razie też wydaje się zbyt mglisto zarysowane. Jedynym pozytywem jest to, że w książce nie ma dłużyzn i dzięki temu można ją przeczytać bez znudzenia. Poza tym jest to książka dość przeciętna. Solidnie zawyżyłem liczbę gwiazdek w nadziei, że może w następnych tomach znajdę coś ciekawszego. Końcówka książki daje na to pewną nadzieję.