Prawdę mówiąc naczytałam się opinii, jak to „Zbieracz Burz” jest znacznie słabszy od części pierwszej. Co mogę powiedzieć?
W mojej opinii to brednie wyssane z palca. Po pierwsze zaczyna się od razu z grubej rury – Daimon Frey, Anioł Zagłady, Tańczący na Zgliszczach otrzymuje rozkaz od Jasności, by zniszczyć Ziemię. Ukochaną Ziemię Pana. I zaczyna się panika! Więzi przyjaźni zostają zerwane, do głosu dochodzi polityka zarówno niebiańska jak i ta z Głębi. Ponownie fruwają pióra, ponownie wylewane są litry krwi i ponownie jest dużo polityki, knucia, zdrady i magii. Kolejny raz autorka oczarowała mnie świetnym językiem, momentami mocnymi, brutalnymi, ale jakże pasującymi porównaniami i metaforami. Na szczęście tu już nie uświadczymy Michasiów, czy Gabrysiów, nasze Aniołki dorosły!
Czyli Kossakowska w szczytowej formie. Ja ją taką kupuję.
„Skrzydlaci są potężni. I raczej przerażający, to fakt. Tak naprawdę opowieści o ślicznych aniołkach w białych szatach to bzdury dla grzecznych dzieci”.