Powala nawałem fantazji niczym rozpędzony bolid formuły jeden. Czyste wody wyobraźni nie skażone mętnym patosem ani zanieczyszczone nudą i wydumaną nomenklaturą. Tyle w dwóch zdaniach można powiedzieć o pierwszym tomie „Zbieracza burz”, który pozostawił mnie w niedosycie i niecierpliwym oczekiwaniu na ciąg dalszy.
Lekturę twórczości Kossakowskiej rozpocząłem kilka lat temu opowiadaniem „Szkarłatna fala” ze zbioru „Deszcze niespokojne”, które całkiem ciekawie wypadło na tle, raczej miernej, całości. Później sięgnąłem po „Rudą sforę”, która do gustu mi nie przypadła, znudziła i zniechęciła. Na szczęście pierwszym tomem „Zbieracza ...” autorka zrehabilitowała się i „urosła” w moich oczach do rangi pisarki dobrej i godnej polecenia.
Jako kompletny laik dziejów „Królestwa” odnalazłem się w fabule już po kilku stronach, a bohaterowie błyskawicznie przypadli mi do gustu. Książka jest kontynuacją losów Abaddona vel. Daimona Frey’a aka Burzyciel Światów zwanego też Aniołem Zagłady. W ilości imion Daimon mógłby zmierzyć się chyba tylko z Regisem Sapkowskiego, ale ,jak wiadomo archaniołom, - noblesse oblige. Rzeczony Anioł dostaje od Wielkiej Światłości nowe zadanie – całkowitą anihilację planety Ziemia, co nie przypada do gustu jego starym, skrzydlatym przyjaciołom. Daimon, zaszczuty niczym Ford w „Ściganym” oraz Cruise w „Raporcie mniejszości”, ucieka przed dawnymi kumplami którzy posądzają go o obłęd, wędruje poprzez zaświaty i nasz padół łez prosto w samo centrum kosmicznej intrygi...
Konstrukcja fantastycznego dominium Kossakowskiej to genialnie eklektyczne połączenie wielu miejsc, światów i zaświatów znanych z Biblii, Talmudu, Koranu oraz licznych apokryfów i legend, a opisani przez autorkę aniołowie to bynajmniej nie obupłciowi, wzdychający dewoci tylko banda twardych „wyjadaczy”. Tak jak przeciętni mieszkańcy naszej planety: marzą, marzną, płaczą, biją się, klną, borykają się z moralnymi dylematami oraz parają, nie zawsze białą, magią.
Język autorki, który od razu przypadły mi do gustu, jest prosty, wręcz „chodnikowy”, co dodaje powieści naturalności i chroni od niepotrzebnego patosu. Dialogi anielskich bohaterów przypominają „mądrości” blokowych „ziomków”, a barwne opisy i porównania to ukłon w stronę reaktywatora „rzyci” i „chędożenia” czyli Mistrza Sapkowskiego. Jeśli chodzi o styl, to widać tu wyraźnie „mrugniecie” w stronę inteligentnego czytelnika, książka jest bowiem pełna licznych odniesień do religii, mitologii świata oraz popkultury, a to jest TO, co jak już wiadomo, najbardziej lubię w literaturze przygodowo-rozrywkowej, jaką z pewnością jest „Zbieracz burz”. Cytaty w stylu ”minę miał ponurą jak wąwóz Gehenny” lub „czas na zmianę imażu, jak powiedziała żona Lota, obracając się w słup soli” trwale zapadły mi w pamięć i jeszcze przez dłuższy czas będą wywoływać nieznaczny uśmiech na mojej twarzy.
Reasumując, powieść pani Lidii to całkiem udany, zabawny i godny polecenia kawałek rodzimej literatury, który moim zdaniem przerwał złą passę wydawnictwa FK, które od jakiegoś czasu nie wydawało żadnych, naprawdę interesujących powieści a postawiło raczej na PR i komercje. Prognozuję, iż Kossakowska jeszcze „namiesza” w polskiej fantastyce i przyniesie kres wieloletniemu patriarchatowi.
Z niecierpliwością czekam na drugi tom.