Po lekturze muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Jestem wielką fanką anielskiej historii pani Kossakowskiej i kiedy usłyszałam, że wyjdzie kontynuacja "Siewcy" nie posiadałam się z radości. A jednak…
Pomysł na sequel bardzo ciekawy – Daimon otrzymuje nowy rozkaz od Jasności, który osobiście uważa za szalony – ma zniszczyć Ziemię, ukochaną planetę Pana. Nie wiadomo czy to prawdziwy rozkaz Jasności czy podstęp Cienia, który opętał Abbadona po walce z Antykreatorem. A jednak trochę się zawiodłam na jego rozwinięciu.
Dobra wiadomość dla fanów Daimona – jest go naprawdę dużo w tej części. To na nim głównie skupia się akcja. Nie żebym go nie lubiła, ale nie jest moją ulubioną postacią, dlatego odczuwałam pewien przesyt jego osobą. Zwłaszcza, że większość książki to były rozlazłe opisy jego ucieczek, akcji, walk i reszty. Nie przeszkadzałoby mi to też tak bardzo, gdyby nie przesadna szczegółowość niektórych scen. Chociaż język językowo pani Kossakowska wzniosła się na wyżyny, to jednak czasami miałam wrażenie, że „przekombinowała”. W "Siewcy" historia wydawała mi się bardziej wyważona, było więcej ciekawych postaci i wątków, które później splatały się ładnie w całość. Ale wielki plus za akcję w "Zbieraczu" – ciągle coś się dzieje, nie ma czasu na nudę.
Najbardziej mnie boli, że wszystkie moje kochane archaniołki, które tak pokochałam w "Siewcy" w "Zbieraczu" wypadły dość żałośnie. Podsumowując – Gabriel nie przyjął dobrze wiadomości o nowym rozkazie Daimona, przypominał bardziej jakąś rozhisteryzowaną panienkę niż Regenta Królestwa, czym bardzo mnie rozczarował. Razjel za to wyszedł na usłużnego przydupasa, który jest na każde wezwanie Gabriela. Michał, Pan Zastępów, dowodzący wojskiem Nieba był niczym rozpieszczony, niesubordynowany dzieciak, który zrobi wszystko po swojemu. Jedynie Rafael wypadł jak zwykle bezbarwnie i mdło. Nie wspominając już o Lucyferze, na określenie którego przychodzą mi dwa wyrażenia: wielkie emo i ciepłe kluchy.
Nie zrozumcie mnie źle, że tak sobie marudzę, na pewno nie żałuję kupna tej części, czytałam ją nawet z przyjemnością i dalej pozostanę wielką fanką tej historii, będę wyczekiwać kolejnych tomów. Tylko po prostu nie mogę się pogodzić z niektórymi sprawami, które nie stawiają bohaterów w najlepszym świetle. Chociaż niektórzy mogą się ucieszyć, bo autorka odstąpiła od zdrobnień imion archaniołów, co powszechnie stosowała w "Siewcy" i "Żarnach", przez co "Zbieracz" nabiera poważniejszego charakteru. Chociaż żarty i docinki, jak zwykle przednie ;)
Pod koniec akcja się jeszcze bardziej rozkręca (o ile to w ogóle możliwe), napięcie rośnie, a historia kończy się w takim momencie, że czytelnik najchętniej sięgnąłby od razu po kolejny tom, dlatego ubolewam nad tym, że cała historia jest w ogóle podzielona. W "Zbieraczu Burz" przygody naszych skrzydlatych przyjaciół są bardziej mroczne i przygnębiające - przyjaźń zostaje wystawiona na próbę, nie wiadomo kto okaże się wrogiem, a kto sojusznikiem. Czasami ci drudzy pojawią się w najmniej oczekiwanym momencie, w najmniej oczekiwanym miejscu.