Jeśli ktoś z was czytał „Wikingów” Radosława Lewandowskiego i polubił Erika Erikssona, to zdradzę, że w powieści „Yggdrasil. Struny czasu” też go spotka.
Wikingowie i science-fiction? Tak! I to jak!
Eryk, syn Eryka Zwycięskiego z kilkoma swoimi ludźmi i całą słowiańską wioską zostaje przeniesiony do paleolitu. A stało się to wskutek eksperymentu, który wymknął się spod kontroli. I tak kilkudziesięcioosobowa grupa ludzi z XI wieku musi nauczyć się żyć w nowych warunkach, a przede wszystkim znaleźć odpowiednie miejsce na wybudowanie wioski. Rozpoczyna się walka o przetrwanie wśród ówczesnych zwierząt i żyjących tam przodków ludzi.
Jak do tego wszystkiego doszło? Kto wpadł na pomysł eksperymentów z czasem?
To science-fiction, więc musi być też przyszłość. W przyszłości siegajacej 2297 roku żyją ludzie rozproszeni na wielu planetach są kontrolowani przez SI. Potężna korporacja NOVA pragnie zwiększyć swoje wpływy w galaktyce i rozpoczyna eksperymenty, które wpływają na losy ludzi z przeszłości.
W tej powieści autor wspaniale połączył to, co wydawać by się mogło niemożliwe. Praludzie, Wikingowie, Słowianie, sztuczna inteligencja, zaawansowana technologicznie cywilizacja, cybernetyczne duplikaty sensoryczne – to wszystko świetnie współgra. Do tego elementy mitologii słowiańskiej i nordyckiej, wiele związanych z nimi słów, zwrototow i wyrażeń. Ci, dla których zagadką jest słowo „yggdrasil”, poznają jego tajemnicę i znaczenie.
Sporo w tej powieści filozoficznych przemyśleń dotyczących natury człowieka i konsekwencji jego działań. Jest też wątek miłosny Eryka i Jagusi. Wszelkie elementy pięknie łączą się w całość.
Książka trzyma w napięciu, skłania do refleksji.