Zdecydowanie autorka znajduje się u mnie w top pięciu najlepszych autorów thrillerów psychologicznych! Czytałam jej wcześniejsze książki i każda zasługiwała na ogromne uznanie. Najlepsze jest to, że jej utworów nie da się przewidzieć. Niby jakiś koniec książki kroi nam się w głowie, ale nigdy nie wychodzi to tak, jak się zakończyło. Ta historia dała mi do myślenia na tyle, że doszłam do bardzo odkrywczego wniosku. Tak jak w niektórych ludziach można czytać jak z książki, tak inni nigdy do końca życia nie będą szczerzy. Małżeństwo Sary i Roberta rozpoczęło się w momencie, kiedy oboje przechodzili swoje traumy. Lecząc wzajemne rany patrzyli na siebie przez ich pryzmat, więc szczerość gdzieś tam została spychana na dalszy plan. Wątek skupia się na traumie Roberta i jego zaginionej kiedyś dziewczyny. Wydawało mu się, że zaleczył swoje rany, jednak, kiedy tylko dostał wiadomość, że być może Laura żyje, od razu jego psychika zaczęła inaczej pracować. Coraz częściej okłamywał żonę, a opowieść z jej perspektywy pokazała nam, że zaczęła zauważać jego dziwne zachowanie. Niby robiła co mogła, żeby uratować ich małżeństwo, jednak jej postępowanie kierowane niesprawiedliwością i tajemnicami męża sprawiało, że stawała się coraz gorszym człowiekiem. Zaczęła mieć sekretów na pęczki i układów sporo, a na końcu jej słowa wyznawały tylko same kłamstwa. Niby kochała go, ale gdzieś tam z tyłu głowy wiedziała, że on zawsze najbardziej kocha Laurę. Odkrywała jego sekrety jeden po drugim, co mocno ją raniło. Takim twardym rozumem okazała się być jedna z jej przyjaciółek, która czasami dawała jej mądre porady. Tutaj tak naprawdę każdy grał na kilka frontów, pokutował za własne i czyjeś grzechy okłamując też swoją rodzinę. Tak naprawdę zauważyłam, że nikt nie był szczęśliwy. Szczęście było chwilowe i ulotne niczym dym z papierosa. Zemsta była słodka ale gorzkim kosztem. Nie zdradzę końca, ale powiem wam, że spijałam tutaj każde słowo, myślałam nad każdym zachowaniem i wysnuwałam własne wnioski. Gra postaci była w mocno psychologicznej fazie i dramatyzm scalała niepewność, obecna do samego końca. Zżyłam się z postaciami i stwierdzam, że niektórych ludzi nie da się wyleczyć z ich obsesji. Czasami to właśnie jest ich sposób na życie.
Ogromnie polecam, milion na sto!