Duszność ''Wiosennej Ofiary'' prawie spowodowała, że się poddałam przed przeczytaniem tej książki do końca.
Nigdy nie staram się zostawiać książek nie dokończonych chyba, że już nie mam sił ani do bohaterów ani do fabuły.
Przyznam też, że jest to moja pierwsza przeczytana książka ze szwedzkiej literatury jak i od Anders'a de la Motte.
Po skończonej pozycji z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie żałuje ani minuty spędzonej nad tym tytułem.
Pierwszy raz spotkałam się z tak duszną, a zarazem mroczną atmosferą książki. Na skórze odczułam dreszcze doszukując się prawdy razem z Theą Lind, naszą główną bohaterką. Jako, że sama akcja rozgrywa się w małym miasteczku, a sekrety mniejsze czy większe są raczej ukrywane przed wścibskimi osobami w takowych miejscach, Thea napotyka na nie jedną przeszkodę w doszukiwaniu się prawdy.
W roku 1986 w Noc Walpurgii ginie szesnastoletnia dziewczyna, nie jest to od tak wymyślna zbronia. Doszło do rytualnego morderstwa, a przyrodni brat ofirary został skazany za tę zbrodnię. Co tak na prawdę stało się tamtej nocy? Czy na pewno za to morderstwo została skazana odpowiednia osoba?
Dla czytelników lubujących się w kryminałach zakończenie może nie być zaskakujące. W pomiędzy połowie książki można z ręką na sercu powiedzieć ''na bank jest tak jak myśle''. Tak, sama tak postąpiłam, a zakończenie mnie tak zszokowało, że ostatnie kilka stron czyt...