Od ostatniego wschodu słońca upłynęło dwadzieścia siedem długich lat. To wtedy wampiry wypowiedziały ludziom wojnę, by zbudować swoje wieczne cesarstwo na zgliszczach naszego.
Podchodziłam do tej książki z „pewną taką nieśmiałością”, bo dawno nie czytałam czegoś o wampirach i nie wiedziałam czego się spodziewać. Przepadłam po kilku pierwszych stronach i nie wyrwałam się z wampirzych szponów do końca. Naprawdę dawno nic mnie tak nie zachwyciło. Bardzo spodobał mi się pomysł na srebroświętych. A jeszcze bardziej idea połączenia tego mroku z naszą religią. Dla mnie to było trochę jak mieszanka „Wywiadu z Wampirem” z twórczością Dana Browna. Absolutnie 100% rozrywki, o co wcale - wbrew pozorom - nie jest tak łatwo. Tutaj udało mi się oderwać od realnego świata i żyć wyłącznie w świecie bohaterów powieści podczas lektury.
Autor nie dość, że stworzył bardzo fajną historię, to jeszcze okrasił ją przezabawnymi tekstami, co sprawiało, że skutecznie budowane napięcie ze mnie schodziło, żeby zaraz mogło budować się od nowa. I tutaj ogromny ukłon w stronę tłumaczy, bo to również ich zasługa, że śmiałam się w głos.
Rzadko miewam książkowego kaca, a ten po Cesarstwie trzyma mnie od tygodnia i nie chce puścić. Coś czuję, że ta powieść na stałe zagości w mojej topce ulubieńców. Niecierpliwie czekam na kolejny tom.