Kiedy w ręce wpada mi książka, która już z okładki krzyczy ciekawym systemem magicznym, to mnie od razu świecą się oczy. Tak bardzo podekscytowałam się magią szkła, że kompletnie nie przyszło mi do głowy, że będą inne aspekty, które zachwycą mnie bardziej. Najgorsze jest to, że o tym najważniejszym nie mogę powiedzieć, bo byłby to spoiler. Dla tych, którzy już czytali szepnę tylko, że chodzi mi o plot twist na końcu. I tutaj też od razu mogę napomknąć o ogromnym minusie tej książki - drugiego tomu jeszcze nie ma 😭, a ja chyba pęknę z ciekawości zanim się doczekam. Tym bardziej, że zupełnie nie wiem czego się spodziewać, bo już w pierwszym tomie autor pokazał, że schematów fabularnych nie uznaje.
No dobra, ale o czym jest ta książka? Właściwie można powiedzieć, ze o ratowaniu magii, a co za tym idzie, o ratowaniu świata. I to stanowi tło dla tej ważniejszej warstwy, bo według mnie to bardziej tu chodziło o pojedynczych bohaterów, a wierzcie mi, ci są arcydobrze skonstruowani. To co mnie najbardziej ucieszyło, to że autor nie poszedł w nowoczesne silne kobiece postaci, którym to wszystko wychodzi, bo tak. Tutaj babki są z charakterem, ale też i z wadami. Są świetne w swoim fachu, ale nie są geniuszami z urodzenia.
Gdzieś w połowie książki byłam przekonana, że wiem dokąd to wszystko zmierza. McClellan tak budował fabułę, że - jak mi się wydawało - finał mógł być tylko jeden. I właściwie był, ale tylko po części, bo to, w j...