Choć spodziewałam się, że objętościowo będzie to coś potężnego, to zdziwiłam się kiedy odebrałam paczkę. Okazało się, że to ledwie 200 stron, a czy treść warta uwagi?
Uważam, że pomysł był naprawdę świetny, tylko wykonanie… kurczę, to powinna być gruba, genialna powieść fantasy! A tu takie małe co nieco. Autorka opowiada w tej książce o Trupokupcu, czyli tajemniczym osobniku, który pobiera zapłatę od mieszkańców Starej Olchy i przekazuje ją tylko jemu znanej istocie. Wszystko to dzieje się w przyszłości. Dość niedalekiej, bo ocieplenie klimatu już nas dotyka, a więc wyobrazić sobie tę sytuację jest dość łatwo. Jak to u nas bywa, tego typu powieść nawiązuje do słowiańskich mitów i bardzo dobrze, bo to genialne pole do popisu!
Muszę powiedzieć, że czuję duży niedosyt. Książka napisana jest chaotycznie, jak by na szybko, ale mimo to ma w sobie to coś. Tylko to „coś” zostało potraktowane po łebkach, a mogło być naprawdę szalenie cudowne. „Trupokupcy” to opowieść, która powinna porywać nas w przyszły, postapokaliptyczny świat i wypuszczać ze swoich macek dopiero, kiedy skończymy czytać.
Podsumowując: za mało, za ubogo, za szybko, za chaotycznie, ale pomysł świetny i mam nadzieję, że Autorka jeszcze nie jedną powieść napisze, a przy tym rozwinie swoje umiejętności i nas wszystkich zaskoczy!