Nie wiem, co mnie podkusiło do powtórzenia sobie tej książki. Może fakt, że poza wrażeniem czegoś słabego, nic z niej nie pamiętałam, poza szalejącą Martusią?
W każdym razie - wzięłam się za tego trupa, okazał się być rzeczywiście trudny. Niby wszystko powinno być OK, Joanna spiesząc na spotkanie z Anitą myli piętra w Marriotcie i znajduje trupa, który wydaje jej się znajomy, a poza tym - cieszy, ponieważ w scenariuszu potrzebny był trup. Pewnie można by z tego zrobić ciekawą historię, ale jakoś nic z tego nie wyszło.
Prawie cała akcja toczy się w mieszkaniu autorki (krótkie wypady na oglądanie pożaru, do kasyna czy do Oszołoma - nie wnoszą ożywienia), dialogi nie powalają, a treść komplenie nie wciąga.
Mnóstwo jest tu Martusi, z którą Joanna pisze scenariusz serialu kryminalnego (notabene, wielokrotnie bywały wzmianki na temat tej twórczości, także w autobiografii, a czy ktokolwiek widział jakiś efekt?), jakichś telewizyjnych machlojek, niby nawiązań do mafii, ale wszystko kompletnie się nie klei. Trupów okazuje się być więcej, ale i tak jakoś nikt nie zostaje o nic oskarżony, najwyraźniej widać zamiłowanie obu głównych bohaterek do hazardu, oraz kompletny brak liczenia się z kimś innym, kiedy dopada je namiętność do gry.
Już pamiętam, dlaczego uznałam tego trupa za trudnego - bardzo trudno się czyta, bo jest strasznie nudny.