Można powiedzieć, że mocno przesiąkłam true crime'm, ale mam spory problem ze zrozumieniem, z czego wynika fascynacja seryjnymi mordercami. Interesuje mnie geneza ich zbrodni, staram się w to w miarę możliwości i dostępnych materiałów zagłębiać od strony psychologicznej, choć moje zainteresowanie wzbudzają też procesy sądowe, zwłaszcza te amerykańskie, bo tam z reguły najwięcej się dzieje i różnice prawne w poszczególnych stanach mogą prowadzić do nieoczekiwanych wyroków.
"Ted Bundy. Bestia obok mnie" to pozycja z kanonu reportaży o prawdziwych zbrodniach. Cieszę się, że dzieła Ann Rule zaczęły się ukazywać w Polsce, choć myślę, że właśnie to, o którym dziś piszę, jest tym najlepszym. Jak już sam tytuł wskazuje, z tym mordercą autorka zetknęła się osobiście, a nawet nawiązała z nim bardzo specyficzną relację.
Ted Bundy jest chyba najpopularniejszym zbrodniarzem. Podobno był przystojny, nie wiem, jakoś nie umiem patrzeć na skazańców takimi kategoriami. Niewątpiliwie jednak cieszył się jakimś chorym zainteresowaniem ze strony kobiet. Trudno mi to zrozumieć, bo przecież miały pełną świadomość tego, jak skończyły te, które dały się nabrać na jego niewinną twarz.
Ann Rule snuje opowieść o Tedzie, jakiego poznała. I chyba o takim, jakiego chciała go widzieć i zapamiętać. Sympatia do Bundy'ego wylewa się z tej książki, ale mimo to jest w niej przede wszystkim reporterski obiektywizm. Cieszę się, że autorce udało się znaleźć taki balans, bo dzięki j...