"W tym świecie [...] nie ma czarów ani dobrych czarnoksiężników. Są tylko rozkazy, przełożeni, tony dokumentów i złe wilki."
Szczecin 1967 roku.
Ogłuszający huk metalu, wzmocniony krzykiem przerażenia, rozdziera poranną, grudniową ciszę. Chwilową dezorientację wypiera rozprzestrzeniający się chaos podszyty jękami rannych. Pod kołami popularnej szóstki ginie kilkanaście osób, a kilkaset trafia do lokalnych szpitali. Katastrofa tramwajowa wstrząsa mieszkańcami Szczecina, wywołując szereg pytań. Tajny zespół śledczy powołany przez ministra spraw wewnętrznych stara się znaleźć odpowiedzi i winnych tragedii. Ugne Galant dla którego każda sprawa jest jak "partia szachów z diabłem" staje przed trudnym zadaniem. Wszechobecna cenzura nie ułatwia zadania, tym bardziej, że komuś bardzo zależy, by prawda nie ujrzała światła dziennego.
Ta katastrofa wydarzyła się naprawdę.
Z tą świadomością opis tragedii ma bardziej wyrazisty, przeszywający wydźwięk. Przemysław Kowalewski wzorowo oddaje grozę minionych wydarzeń, przenosząc czytelnika w sam środek akcji. Duszny klimat lat 60. w połączeniu z niepewnymi realiami oddziałuje na wyobraźnię, pochłaniając całą uwagę. Śledztwo zawiłe, trudne przedstawione z różnych perspektyw. Od pierwszych stron z zaangażowaniem śledziłam postępy dochodzenia. Gubiłam się w domysłach, analizując podsuwane informacje i poszlaki. Ale było warto.
Postacie nakreślone ...