„Szeptucha. Na ołtarzu ciszy” Bianki Kunickiej przenosi nas w czasie do małej wsi, gdzie rodzi się dziewczyna o niesamowitym darze – zna tajemnice wieśniaków, które niekoniecznie mają ujrzeć światło dzienne, a jej dziecięca naiwność sprawia, że zdradza je ogółowi. To wtedy mieszkańcy zaczynają podejrzewać Nawojkę o opętanie, a jej rodzicom stawiają ultimatum – oddadzą ją na nauki do miejscowej szeptuchy Akaszy, albo muszą ją zabić…
Fabuła w dużej mierze koncentruje się na głównej bohaterce Nawojce, która strona za stroną staje się prawdziwą szeptuchą. Coraz bardziej zdaje sobie sprawę z potęgi ziół, poznaje tradycyjne metody leczenia, ale także odkrywa tajemnice swojej nauczycielki Akaszy, przez co staje się napiętnowana. Postać Nawojki, ale i reszta bohaterów, została ciekawie skonstruowana. Z łatwością można wyczuć ich emocje, nastroje, a ciekawość świata i hart ducha Nawojki sprawiają, że lubi się tę dziewczynę od pierwszych stron.
To, co najbardziej podoba mi się w książce, to jej klimat – mistyczny, przepełniony ludowymi mądrościami, gusłami i zabobonami, które przeplatają się z codziennością mieszkańców wsi i miast. Autorka genialnie ukazuje kontrasty pomiędzy niepiśmienną i biedną ludnością wiejską a bogatymi mieszkańcami miasteczka. Do tego zmusza nas do refleksji nad wierzeniami i tradycjami, które tak naprawdę ukształtowały nasze kultury.
Samo zakończenie pojawia się tak nagle, że nie...