“Dzieci to lustra odbijające wszystko, co im się przytrafia. Dlatego trzeba je otaczać dobrem”.
Tajemnicza, dziwna, mroczna, nieodgadniona. Tak można określić “Sundial”. Po raz kolejny Catriona Ward wprowadziła mnie do świata pogmatwanego, przesyconego złem, mrokiem i zagadkowością. Nic nie jest tu oczywiste, nic nie jest prawdziwe. Nic nie jest tylko dobre lub złe.
Na początku poznajemy z pozoru zwykłą rodzinę, jednak ich relacje od razu wydają się trochę dziwne. Skłócone małżeństwo, pełne żalu i wzajemnych pretensji. Siostry kochające się i dokuczające sobie na zmianę. Pod pozorem normalności skrywa się mrok, przewiny z przeszłości i długo chronione tajemnice. Rob zrobi wszystko by córki nie podzieliły jej losu. Ale czy da się uniknąć tego, co mamy we krwi?
Styl i pomysłowość autorki chwyta od pierwszych stron. “Sundial” czyta się z zaciekawieniem i lekkim niezrozumieniem o co do końca we wszystkim chodzi. Catriona Ward plącze wątki, czasy i postaci, nie boi się wyjść poza schemat i trochę zdegustować, skołować i zakręcić czytelnika. Tym razem nie czułam jednak niepokoju czy strachu, raczej dominowało zaciekawienie i zdziwienie. Wszechogarniająca dziwność i zło chwyciło mnie w swoje szpony i do samego końca nie wiedziałam co myśleć o tej książce. Podobała mi się, to na pewno. Środek był dosyć mocno spokojny i nie czułam tam zbyt dużych emocji, raczej pytanie: dokąd to wszystko zmierza.
Po raz kolejny duż...