Dzisiejsza recenzja udowodniła mi, że nie trzeba czytać danej serii po kolei, żeby zrozumieć co się dzieje, żeby tak się spodobała, że aż ma się ochotę kupić poprzednie części i szybko nadrobić. To jest moje pierwsze spotkanie z autorem i już wiem jak wcześniej napisałam, że nieostatnie. Przed wami szósty tom serii Tajemnica Askiru pt. „Sowa z Askiru” która skradła moje serce, a to za sprawą fantastycznie rozbudowanym rozdziałom, które przykuwają twoją uwagę. Nie będę powielała opisów książki, bo sama jestem z tych, która stara się nie czytać ich, bo w dużej mierze zdradzają część fabuły, a przyznam, że lubię być zaskakiwaną. Jeżeli masz na odwrót i chcesz wiedzieć, z czym przyjdzie się zmierzyć to z całego serca zapraszam np. na stronie wydawnictwa Initium i przeczytać, z kim tym razem przyjdzie się zmierzyć.
Moimi ulubieńcami oraz jednymi z głównych bohaterów jest nikt inny jak Łasica i Desina która objęła tytuł Sowy, a co za tym idzie włada magią, dzięki której potrafi w łatwy sposób dotrzeć do prawdy, a co łączy ja z Łasicą…? No tego to już nie zdradzę. W Askirze zostaje zamordowana pewna osoba i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie ślady prowadzące do nekromanty, który pała się magią krwi. Książka ma 776 stron i niech was nie zwiedzie taka cegiełka, ponieważ wszystko w niej jest naprawdę przemyślane co powoduje, że w żadnym rozdziale nie nudziłam się. Wszystko idzie tak jak powinno, lecz czasem występują małe „chochliki”, nasuwając czytelnik...