Uwaga spojler
Dzisiejsza recenzja skierowana jest do tych, którzy poszukują czegoś interesującego, a zarazem szybkiego do przeczytania, na przykład podczas podróży. Przed wami 302 strony „Siedem” Emilii Szelest – wciągającego thrillera, który od samego początku trzyma czytelnika w napięciu. Siedmioro pisarzy, zamkniętych na odległej wyspie, gdzieś na końcu świata, ma stworzyć dzieło, które odmieni ich życie. Szybko okazuje się jednak, że rzeczywistość jest znacznie bardziej niebezpieczna, niż mogłoby się wydawać. Pierwsza myśl, która nasunęła mi się po lekturze, to program telewizyjny „Big Brother”, ponieważ bohaterowie są obserwowani przez mordercę. Schemat przypomina nieco fabuły Agathy Christie.
Jedynym minusem jest to, że do pierwszego przestępstwa dochodzi zbyt szybko (to moje zdanie, ale to nie wpływa na jakośc książki). Akcja jest dynamiczna i zdecydowana, przypominająca nieco serial „Squid Game” z Netflixa – mamy tu szybkie tempo i nagłe zwroty akcji. Pierwsza śmierć, która ma miejsce już pierwszej nocy, uruchamia lawinę podejrzeń i intryg. Każdy z bohaterów skrywa swoje sekrety, a atmosfera gęstnieje z każdą kolejną ofiarą. Sposób, w jaki giną, jest przerażająco podobny do morderstw z ich książek, co dodaje historii jeszcze więcej mroku i niepokoju.
Autorka sprawnie buduje napięcie, stopniowo odkrywając karty i zaskakując czytelnika nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Bohaterowie są wyraziści i niejednoznaczni, a ich motywacje często trudne do odgadnięcia. Emilia zręcznie manipuluje emocjami czytelnika, podsuwając fałszywe tropy i zmuszając do ciągłego zastanawiania się, kto jest mordercą.
„Siedem” to lektura, która wciąga od pierwszej strony i nie pozwala się oderwać aż do samego końca. To trzymający w napięciu thriller, który zadowoli fanów gatunku i z pewnością zaskoczy niejednym zwrotem akcji. Polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią mroczne i intrygujące historie z nutką tajemnicy. To coś, co szybko się czyta. Jeśli myślisz, że znasz mordercę, muszę cię zasmucić – to tylko pozory. Tak było w moim przypadku. Mega cieszyłam się, że odkryłam, kto to jest, a tu nagle pstryczek w nos i trzeba szukać dalej.