Książkę dostałem w prezencie. Sam, z własnej woli,nigdy chyba bym po nią nie sięgnął. Z dwóch powodów. Pierwszy to okładka – blado-glutowata, nijaka i tak kiepska, że o to trzeba się chyba było starać, bo niechcący niczego aż tak spierniczyć się nie da. Drugi to sam temat – ja jestem facet z miasta (co widać, słychać i czuć), gubię się w większym parku, a co dopiero w lesie; nie uważam, żeby las był dobrym miejscem na spędzanie czasu, bo i co miałbym w nim robić? O lesie i drzewach wiem, że działają jak filtr powietrza, absorbują zanieczyszczenia, produkują tlen. Tak, tak, zdaję sobie sprawę, że działacze partyjni pewnej opcji uważają, że to nieprawda i las można sobie bezkarnie wycinać, a z zabijającym ludzi smogiem nie ma to nic wspólnego, ale jakoś przekonany do ich racji nie byłem, a po lekturze „Sekretnego życia drzew”, to już zupełnie nie. Poza tym nie lubię powtarzającej się historii – „komuna” miała swoją stonkę ziemniaczaną, nasłaną na nas przez zachodnich imperialistów, a teraz dzielnie walczymy z kornikiem drukarzem, nasłanym… ale… miało być o lesie, a nie o żałosnej polskiej polityce.
Peter Wohlleben, niemiecki leśnik, teraz także działacz na rzecz ochrony przyrody i popularyzator wiedzy o lasach i zwierzętach, jak każdy w tym zawodzie, zajmował się gospodarką leśną, to jest wycinaniem i sadzeniem drzew – robotnicy idą do fabryki, leśnicy do lasu – zwykła robota, zero sentymentów. Jakieś dwadzieścia lat temu zdarzyło mu się organizować w lesie trenin...