Od zawsze wiedziałam, że nigdy nie zostanę lekarzem. Spośród wszystkich popularnych zawodów ten wykluczyłam jako pierwszy i tego się trzymałam, ale mimo to fascynuje mnie praca patologów. Wynika to prawdopodobnie z sympatii jaką darzę Maurę Isles, bohaterkę świetnego cyklu Tess Gerritsen.
"Rzeźnik i strzyżyk" to debiut Alainy Urquhart, która na co dzień pracuje ze zmarłymi i dodatkowo współtworzy popularny podcast true crime. Inspiracje z obu tych zajęć widać w treści książki, co czyni ją wyjątkową.
To historia na jeden wieczór, przez co pozostawia lekkie uczucie niedosytu. Sam jej zamysł jest naprawdę intrygujący, a konstrukcja mocno miesza w głowie i sprawia, że w pewnym momencie wszystkie kształtujące się teorie po prostu tracą sens. Później akcja toczy się odrobinę za szybko, w zbyt oczywisty sposób, a zakończenie niestety psuje dobre wrażenia z lektury, będąc nijakim finałem naprawdę ciekawej fabuły.
Styl autorki też pozostawia wiele do życzenia, nawet jak na debiut jest zbyt chaotyczny i nierówny. Piękne, niemal poetyckie zdania mieszają się z prostymi i wręcz niedorobnionymi. Brakuje tej powieści lekkości i płynności, przez co nie pochłania się jej tak szybko jak można by się było spodziewać po jej objętości.
Polubiłam główną bohaterkę i z przyjemnością sięgnęłabym po kolejne tomy z jej udziałem, oczywiście w towarzystwie Johna Lerouxa. Ten śledczy niezwykle mnie zaintrygował, niewiele się o nim dowiadujemy z tej książki, al...