“Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, te, które zostały i przypominają nam o naszych bliskich, naszej historii, pokoleniu, które przemija. To książka bardzo nostalgiczna, pełna czułości, miłości i tęsknoty za ojcem, za matką, których już nie ma. Za bliskimi, którzy odeszli. Co nam po nich pozostanie? Książki, ubrania, bibeloty, zdjęciazdjęcia, ale ale przede wszystkim wspomnienia i uczucia.
Marcin Wicha podzielił się z nami wspomnieniami o swojej rodzinie. Głównie o mamie, która wydaje się mieć na autora największy wpływ. To jej charakter, silny i zdecydowany, ale również pełen miłości i wyrozumiałości ukształtował mężczyznę, jakim się stał.
Można by debatować, czy takie uzewnętrznianie się ma sens, czy pewne rzeczy powinny zostać niewypowiedziane i dostępne tylko dla nas samych. Niektórzy powiedzą, że takie wspomnienia są zbyt intymne, żeby dzielić się nimi z obcymi przecież ludźmi. Cóż, jeśli tak sądzisz, nie sięgaj proszę po tę książkę. Ja wysłuchałam jej w formie audiobooka, i powiem szczerze, mnie urzekła ta historia.
Autor nie próbuje kanonizować swojej matki, nie wychwala jej pod niebiosa, po prostu, szczerze mówi o tym, jaka była, bez patosu. I ta szczerość bardzo mi się spodobała. Plusem jest też lekki styl, który zarazem sprawia, że książka bardziej do mnie przemówiła.
Chciałabym umieć tak ładnie opowiedzieć o mojej mamie.