Pewnego dnia wpadła do mnie moja mała siostrzenica, wołając już od progu:
– Ciociu, ciociu! Dwaj chłopcy z naszej klasy mają młodą wiewióreczkę. Oni chcą ją oddać. Chodź ze mną, poproś mamę, żeby pozwoliła mi wziąć wiewiórkę do nas do domu. Ja tak bardzo chcę mieć swoje własne zwierzątko.
– Tak, tak! Ty chcesz mieć własne zwierzątko, ale wcale
nie myślisz, czy mu będzie dobrze u takiej właścicielki.
Z wychowaniem młodej wiewiórki jest przecież mnóstwo kłopotu i pracy.
– Ciociu, jej u mnie będzie naprawdę bardzo dobrze. Będę ją kochała więcej
niż wszystkie lalki razem. Będzie miała swoja własną klateczkę i codziennie
dużo orzechów.
– I ty, Martusiu, uważasz, że to już wszystko, co jej do szczęścia potrzebne?…
– Ciociu, ciociu! Dwaj chłopcy z naszej klasy mają młodą wiewióreczkę. Oni chcą ją oddać. Chodź ze mną, poproś mamę, żeby pozwoliła mi wziąć wiewiórkę do nas do domu. Ja tak bardzo chcę mieć swoje własne zwierzątko.
– Tak, tak! Ty chcesz mieć własne zwierzątko, ale wcale
nie myślisz, czy mu będzie dobrze u takiej właścicielki.
Z wychowaniem młodej wiewiórki jest przecież mnóstwo kłopotu i pracy.
– Ciociu, jej u mnie będzie naprawdę bardzo dobrze. Będę ją kochała więcej
niż wszystkie lalki razem. Będzie miała swoja własną klateczkę i codziennie
dużo orzechów.
– I ty, Martusiu, uważasz, że to już wszystko, co jej do szczęścia potrzebne?…