“Ale nie musiałaś mnie od razu bić, mówię cicho. Bo się nie słuchasz! wybucha niespodziewanie ona. Gdybyś była posłuszna, nie musiałabym cię bić! Czuję, jak wlewa się we mnie jej bezsilność i ból, jakbym była naczyniem z dziurawym dnem, nigdy nie dość pełnym.”
“Przełykam łzy. Babciu, tata pije, wiesz? Nie tylko piwo. Wódkę pije. Codziennie. Ja wiem, wiem, dziecko, mówi ona. Przyjedziesz po mnie? pytam. Ja nie chcę tu z nim być. O jeny, jeny, zawodzi babcia, no nie mogę… Słuchaj, bardzo mi ciebie szkoda i wszystko, ja bym cię zabrała, ale no.. Nie mogę!”
Niewielkich gabarytów książeczka, która burzy krew, budząc w czytelniku smutek, złość i gniew. Nie tak powinno być! - chciałoby się potrząsnąć rodzicami, babciami, panią katechetką, nauczycielką od gry na fortepianie.
Młodą bohaterkę “Przechodząc przez próg zagwiżdzę” Wiktorii Bieżunskiej otacza wybrakowane uniwersum niedojrzałych, samolubnych, wykrzywionych, niespełnionych postaci. Matka, ojciec - oni przecież nie radzą sobie ze sobą wzajemnie, być może nawet nie potrafią udźwignąć już samych siebie.
W tej ponurej galaktyce tkwi dziewczynka, której nikt nie przytula, nie chce poznać, dostrzec, pokochać.
Bezimiennej córki nikt nawet nie próbuje uczynić podmiotem domowej narracji, jest jak kłopotliwy, ruchomy, niezdarny mebel. Do tego nie spełnia oczekiwań, a przecież otaczający ją makrokosmos m...