Habent sua fata libelli. Tak, również i książki mają swój los, swoją historię, swoje przygody. Oczywiście nie wszystkie. Są i takie - a jest ich chyba większość - których poród w każdej epoce odbywa się bez konfliktów i perturbacji i poprzedza monotonny żywot, sprowadzający się do cierpliwego oczekiwania w księgarni na czytelnika. W okresie PRL tytułów takich ukazały się tysiące, gdyż niezależne od generalnie negatywnej jego oceny, był to okres książce sprzyjający. Szkopuł jednak w tym, że nie każdej. Były i takie, na których drodze od autora do czytelnika piętrzyły się przeróżne bariery i szlabany. Przede wszystkim, choć nie wyłącznie, odnosiło się to do książek usiłujących przekazać odbiorcy prawdę i tylko prawdę o najnowszych dziejach jego ojczyzny. Fakt, iż prawda ta z reguły różniła się znacznie od wersji lansowanej przez tych, którzy sprawowali w tej ojczyźnie uzurpatorskie rządy i przez posłusznych im historyków, sprawiał, że droga takich książek do czytelnika była w pełnym znaczeniu tego słowa drogą przez mękę. fragment wstępu