["Pan Wołodyjowski"] poświęcony jest przeważnie dziejom miłości, przedstawionym ładnie, powabnie, ujmująco. Tu i ówdzie starał się wprawdzie autor nakreślić ówczesną sytuację polityczną podczas bezkrólewia po Janie Kazimierzu, ale zaraz, jak by mu te rzeczy ciężyły, przerywał ich opis i wracał do malowania zalotów, jakie stroił wydobyty z klasztoru Wołodyjowski, rycerz niewielkiej postaci, znakomicie się pojedynkujący, kochliwy i ruszający ciągle wąsikami (...). Wszystkie przejścia miłosne (...), są traktowane dość lekko, niemal żartobliwie, choć nie brak scen wzruszających. Autor nie chciał doprowadzić powikłań do tragizmu, wolał puścić na ten prolog dużo promieni jasnych, wesołych, bo miał jeszcze do opowiedzenia wiele smutków i cierpień (...).
Jako bohater Wołodyjowski niknie w porównaniu z takimi olbrzymami jak Podbipięta lub Kmicic, jest może prawdziwszy od nich życiowo, ale artystycznie wykonany jest nieporównanie słabiej. Czuły mąż, dzielny rycerz, niedaleko widzący polityk: oto wszystko, co o nim można powiedzieć; rysów delikatniejszych, które by tę dosyć pospolita figurę wyróżniły z tłumu, autor mu poskąpił; nic więc dziwnego, że kiedy się o nim mówi lub myśli, to staja nam przede wszystkim w wyobraźni jego wąsiki, których ruszanie aż zanadto często jest wspominane, jakby było najznamienitszą cecha jego fizjognomii.