Ale urwał! Ale to było dobre!
Alaaaaaaaaarm!
Plan był prosty. U-Boot miał za zadanie zaatakować konwój wroga, zadać jak najwięcej obrażeń i samemu nie dać się zniszczyć. Pięknie brzmiało to w kwaterach dowódców, gdzie nikt nie myślał o przerażonych, brudnych, uwięzionych w metalowej puszce marynarzach. Oni mieli wykonywać rozkazy, a gdyby się nie udało – w stoczni wykonywano nowy statek, werbowano nową załogę. Nikt nie zastanawiał się, co przeżywali ludzie ginący w tej podwodnej trumnie.
Dawno, dawno temu, jak jeszcze miałam telewizor, obejrzałam sobie "Das Boot". Teraz przyszedł czas na książkę. Lothar-Günther Buchheim w czasie II WŚ zgłosił się na ochotnika do niemieckiej marynarki wojennej, więc miał pojęcie o czym pisał. Pierwowzorem do książki jest rejs U-96, w którym Buchheim uczestniczył jako korespondent wojenny. Tej klaustrofobicznej atmosfery, którą stworzył autor, nie da się opisać – to trzeba samemu przeczytać. Polecam również film, jest fenomenalny. Jürgen Prochnow, Klaus Wennemann czy Erwin Leder – genialne kreacje bohaterów.
Tiefer!