Sięgacie po literaturę piękną?
Ja raczej rzadko, z tego też powodu nie mam z nią dużego doświadczenia. Jednak mimo to, staram się co jakiś czas wybierać właśnie takie książki, żeby się rozwijać.
Takim sposobem właśnie „Nierozłączne” trafiły w moje ręce.
Powiedziałabym, że jest to tekst przeraźliwie smutny, zwłaszcza gdy już pozna się zakończenie. Najprościej mówiąc opowiada o przyjaźni dwóch dziewczynek, a potem kobiet, jednak jak to zwykle bywa chodzi o coś głębszego.
Powiedziałabym, że autorka przedstawiła nam ulotność życia, a także to że zbyt mocne dostosowywanie się do norm społecznych zabija nie tylko ciało, a przede wszystkim dusze.
Przyznam, że na koniec uroniłam nawet złe nad losem Andrée. Jestem też pewna, że los przyjaciółki odbił się piętnem na sercu Sylvie.
Książka rozpoczyna się wprowadzeniem od Margaret Atwood i już ono wystarczyło, żebym zachowała tę historię głęboko w sercu.
Myślę, że to jedna z takich opowieści, o których nie trzeba mówić wiele. Je trzeba przeczytać.