"Gdziekolwiek bym poszedł, wszędzie trafiam na fanki, mam kobiety na skinienie palcem. Niemal całe dnie spędzam w towarzystwie chłopaków drużyny. Ale po wyjściu Dekker z mojego pokoju, po tym jak nawet się nie obejrzała, dotarło do mnie, że jestem kurewsko samotny.
Czuję się samotny.
Każdego dnia."
Z K. Bromberg to jest tak, że albo jej książki rozkładają mnie emocjonalnie na łopatki albo ledwie jestem w stanie przez nie przebrnąć, nie ma nic pomiędzy, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Zatem jak było tym razem? Było genialnie. Hunter to zaraz po Coltonie, mój ulubiony bohater, który wyszedł spod pióra autorki, a jego historia najzwyczajniej w świecie rozdziera serce. Poczucie winy z którym żyje, jego nieustępliwości w dążeniu do celu, a gdzieś tam w środku po prostu zagubiony chłopiec pragnący jedynie akceptacji i miłości, sprawiają, że ma się go ochotę przytulić. Jego relacja z bratem, cóż, to nic innego jak wyciskacz łez w najczystszej postaci, sceny pomiędzy tą dwójką, chociaż nie ma ich wiele, wymagają aby mieć pod ręką zapas chusteczek. Nie zapominajmy też o Dekker, silnej ale jednocześnie wrażliwej kobiecie, która stanie się jego ostoją i siłą. Fabuła oparta na relacji pomiędzą tą dwójką trzyma tempo, nie ma w niej nic do czego można byłoby się przyczepić. Podsumowując, cała ta historia jest cudowna, zabawna, seksowna, bardzo emocjonalna i niezwykle wzruszająca.