Bo Forsyth to Forsyth.
I tu właściwie opinię mogłabym zakończyć :)
Czytałam Negocjatora w czasach licealnych, czytałam na studiach i czytam teraz. Z tym samym uczuciem, opinią i wrażeniem.
Jak się zatem czyta Forsytha?
Ilość danych z różnorakich tematów przekracza możliwości przeciętnego czytelnika (moje też). Po iluś stronach ma się po prostu dość tego, jak to określił poprzednik, protokolarnego stylu. Właściwie chce się książkę odłożyć. Ale... jeszcze stronę...
Po przeczytaniu tej "jeszcze strony", tak Cię wciąga, że nie odłożysz, choćby Cię krajali. I w momencie kiedy Twoje emocje dochodzą zenitu, ów okrutny autor serwuje Ci przerwę w formie nudnego raportu lub dysertacji doktorskiej... Ażeby na końcu... znokautować czytelnika krótkim podsumowaniem, że wszystkie, pozornie oderwane wątki, wiążą się w bardzo spójną całość...
Bo taki jest Forsyth.
Zapewne nie przeczytałam wszystkich jego książek (muszę sprawdzić ile napisał), ale na pewno kilkanaście. I za każdym razem (bez względu na mój wiek czytelniczy, preferencje czytelnicze (które się dość mocno zmieniają)) mam dokładnie takie samo wrażenie (opisane powyżej).
Akurat Negocjatora czytam po raz kolejny. I znam fabułę niemal na wyrywki. I nadal sięgam po Forsytha i nie potrafię się oderwać.
Tym razem "czytałam" wraz z Rochem Siemianowskim (cóż to jest za lektor !!!) audiobooka. Czytałam tego audiobooka znacznie dłużej niż czytałabym książkę. I zdecydowanie nie żałuj...