Są rzeczy, z którymi bywa trudno się pogodzić, niezależnie od tego ile upłynęło czasu. Bywa i tak, że brakuje nam zakończenia, swoistej klamry, która sprawi, że uznamy to za sprawę, która należy już do przeszłości. A to jedyny sposób by ruszyć dalej i zwyczajnie... żyć. I w ten właśnie sposób odbieram tę książkę. Jako swoiste domknięcie pewnego niezwykle ważnego etapu dla Sabriny w towarzystwie jakże niezwykłych gości. Audrey Hepburn, jej profesor ze studiów Conrad, jej ojciec Robert, jej najlepsza przyjaciółka Jessica i jej ukochany Tobias. Wszyscy zasiądą przy wspólnej, urodzinowej kolacji Sabriny i postarają się sprawić, by mogła ruszyć dalej.
W książce narracja z tej niezwykłej kolacji przeplata się z wspomnieniami głównej bohaterki dotyczącymi minionej dekady. Skupia się głównie na związku z Tobiasem, ich wzlotach i upadkach, problemach i chwilach szczęścia, próbuje nakreślić jak wyglądała ich relacja. W tle widzimy jej przyjaciół, to, jak toczyło się jej życie prywatne i zawodowe, co doprowadziło ją do tego miejsca, w którym się znajduje. Sama kolacja upływa w cieniu wielu różnych emocji i próby zrozumienia sensu całego tego przedsięwzięcia. Bywa humorystycznie, bywa dziwnie, bywa wzruszająco. Ale wszystko sprowadza się do tego, by pomóc Sabrinie. Główna bohaterka bowiem jest zagubiona, żyje przeszłością, wyrzutami sumienia, niedokończonymi sprawami. Czuje się opuszczona- przez ojca, którego nie widziała od dzieciństwa ale i prz...