Ktoś ukradł młot Thora… znowu! A kto lepiej spróbuje go odzyskać niż Magnus Chase i jego drużyna. Młot wpadł w ręce wroga, a jeśli Magnus i jego przyjaciele nie będą w stanie go odzyskać, rozpocznie się Ragnarok i wszystko zostanie zniszczone.
To zabawna i szybka historia pełna wielu małych przygód prowadzących do wielkiej rozgrywki. Przeszkadzał mi jednak w tej książce sposób wykreowania bogów. Nie są poważni i majestatyczni, ale głupi i każdy ma wady. Mamy więc zarośniętego grubasa, który się nie myje i ciągle ogląda seriale w roli Thora. Starego, zepsutego do szpiku kości i brzydkiego Lokiego. Odyna żyjącego we własnym świecie, oderwanego od rzeczywistości. Wolę gdy bóstwa wzbudzają respekt, a nie zażenowanie…
Podobało mi się natomiast to, że Magnus jest bardziej narratorem, niż niezastąpionym herosem, który z każdej sytuacji wychodzi bez szwanku. Magnus uczy nas, że trzeba robić wszystko, nawet jeśli to wydaje się beznadziejne i nie mamy do tego narzędzi, bo zawsze jest szansa! I czasami musimy pogodzić się nawet z chwilową porażką, bo warto niekiedy przegrać bitwę, by wygrać wojnę.
Książkę uważam za bardzo poprawną - jest to typowy Riordan. Charakterystyczny dla niego humor, wykreowanie bohaterów, prowadzenie akcji. Jeżeli ktoś lubi jego styl pewnie będzie zadowolony. Ja książkę przeczytałam szybko, ale nie mogę powiedzieć, że była to lektura życia.