Książkę tę należałoby oceniać dwa razy - raz za treść a drugi raz za poziom pierwszego polskiego wydania, na które przyszło czytelnikom czekać kilka lat z powodu bliżej nieokreślonych problemów wydawnictwa z przekładem. Nie chciałem czekać i dawno temu przeczytałem oryginał a teraz postanowiłem przypomnieć sobie tę książkę w polskim przekładzie. Nie był to dobry pomysł. Wydawało mi się, że czytając setki książek przez wiele lat widziałem już wszystko, ale przyznaję, że na tak radosną katastrofę korektorską jak polskie wydanie "Królowej ognia" chyba się jeszcze nie natknąłem. Czegóż tu nie ma. Powszechne literówki (od pojedynczych poprzez kilka w jednym słowie aż do słów, które trudno rozpoznać). Zgubione litery, fragmenty słów i kawałki zdań. Imiona pojawiające się na przemian w wersji polskiej i polskiej przekręconej (najczęściej chyba Alornis/Alronis) lub raz polskiej a raz angielskiej (Tkacz/Weaver str. 359). Samotne kropki odstrzelone od końców zdań. Całe zdania kompletnie pozbawione sensu (polecam stronę 547 u dołu). Alternatywne wersje tłumaczenia, niechybnie pochodzące z roboczego pliku tłumaczki i oddzielone ukośnikiem (str. 693 na dole). Masowo występujące wyrazy posklejane ze sobą bez odstępów. Niezamierzenie humorystyczne zdania (pytanie ze str. 708 "A ty dąłeś mu miecz?" - nie wiem co dokładnie znaczy "dąć komuś miecz" ale wyobraźnia podsuwa mi kilka jednoznacznie wesołych interpretacji tego zwrotu). Podałem powyżej jedynie kilka przykładów z setek pojawiając...