"Gdy obserwujesz kogoś przez szkło wystarczająco długo, jak zwierzę w terrarium, nie słysząc jego głosu, zaczynasz słyszeć mowę jego ciała. A ono nigdy nie kłamie. Kłamać potrafi wyłącznie język."
Zlecenie przychodziło w formie krótkiego telefonu, zawierającego jedynie suchą informację o miejscu, w którym miał się pojawić. Nie zadawał pytań, doskonale zdawał sobie sprawę z oczekiwań. Jego rola była jasno określona: miał milczeć, słuchać i posprzątać. Był klinerem, osobą, która sprząta, gdy zajdzie taka potrzeba, zajmując się tym, z czym nikt inny nie chce mieć do czynienia, usuwając mroczne sekrety mafii. Jego życie to nieustanne ryzyko, a emocje skrywane są za murem obojętności. Wszystko zmienia się, gdy na tym murze pojawia się pierwsza rysa – szansa, której już nie brał pod uwagę, na normalność, której nigdy nie zaznał, a której zapragnął. Tylko czy można od tak zatrzasnąć jeden życiowy rozdział i tak po prostu rozpocząć nowy?
Chwilę trwało, nim oderwałam wzrok od ostatniego zdania książki. Nie sądziłam, że tak głęboko wsiąknę w ten brudny i duszny świat, wykreowany na kartach powieści. Że ta mroczna otchłań, zrodzona z błędów i samotności, wciągnie także mnie. Szczególnie że początek wcale nie zapowiadał tak intensywnych emocji – zarówno poruszających, jak i trudnych, uwierających. Książka emanuje pewnym magnetyzmem, który prowokuje niechciane myśli i nie pozwala odwrócić wzroku od toczących się ...