Od samego początku do końca książki wiedziałam, że nie trzymam w dłoni zwykłego kryminału. Zresztą Anna Potyra jest niesamowitą pisarką, gdyż każda jej książka jest jest jakby tym samym, ale jednak osobnym gatunkiem literackim. Ja ją widziałam jako thriller kryminalny, gdyż mamy psychopatę, który co jakiś czas opowiada nam swoje uczucia. Twierdzi, że nie chce krzywdzić ludzi, bo śmierć mu się nie podoba. Nie lubi zwłaszcza, kiedy ofiara umiera przedwcześnie. Nie bardzo tłumaczy nam dlaczego to robi, wiemy tylko, że nie podoba mu się to, co ktoś robi, ale długo nie wiemy o co chodzi. Później wiemy, że nie może myśleć o tym, co robi, bo nie o to w tym chodzi. Czy jednak są jakieś podstawy do tego, by robił to dla siebie? A może robi to, bo musi? Bo ktoś mu każe? A może to ofiary robią coś, czego nie wolno im robić? Oj bardzo długo nie poznamy na te pytania odpowiedzi. Autorka niewiele zamieściła tekstu odnośnie osoby kata. Pojawia się rzadko, ale jego wydźwięk jest bardzo treściwy. Nie długość jego wypowiedzi jest ważna, ale sama wypowiedź. Prawie nigdy nie jest zadowolony. Nie pozostawia po sobie śladów, a przynajmniej to odkrywają śledczy. I rozpoczyna się kryminał, gdyż mamy taki fajny układ, bo śledztwo się toczy już dawno po śmierci ofiar. Jedna się pojawia, inne stały się dużo dawniej. Jest tu postać kobieca, która zauważa, że jest pewien schemat w działaniu sprawcy, ale nikt nie wie dlaczego to robi. Ofiary znikają i nawet pod kamerą nie można czuć się bezpiecznie. ...