Powieść Guya.N.Smitha ,,Kajmany” jest kolejną jego książką traktującą o walce człowieka z morderczymi zwierzętami. Jak wiadomo taka tematyka nie każdemu odpowiada, ja też sceptycznie podszedłem do tematyki ,,gadziej”. Aby przekonać się czy było warto zapraszam do przeczytania recenzji. Książka rozpoczyna się w momencie, gdy grupa fanatycznych ekologów pod przewodnictwem niejakiego Maurica Younga uwalnia z zoo na prowincji stado kajmanów i aligatorów. Pierwszą krwawą jatką autor uraczył czytelników już na pierwszych stronach książki, gdy ekolodzy padli ofiarą wypuszczonych przez siebie zwierząt. Uratował się tylko Maurice i jego dziewczyna(od tego momentu ,,ex”) i z tymi bohaterami autor nie rozstaje się, aż do ostatnich stron książki. Na kolejnych stronach obserwujemy kajmany, które buszują po okolicznych zbiornikach wodnych i w ich pobliżu, oczywiście w poszukiwaniu świeżego, ludzkiego mięsa. Właściwie na tym opiera się cała fabuła książki-krwawe polowania kajmanów, i starania policji, wojska oraz miejscowego weterynarza o ich szybkie unieszkodliwienie. Dodatkowo pisarz zaserwował nam wątek ekstremisty-ekologa Maurica, który to wątek momentami staje się dosyć groteskowy. Maurice sprawia wrażenie osobnika co najmniej chorego psychicznie i psychopaty, który świadomie wypuścił kajmany z zoo by dokonać zemsty na społeczeństwie za złe traktowanie zwierząt. Są tam też inne ,,perełki”. Maurice postanawia np. zaatakować staruszkę ponieważ nosi ona torebkę ze skóry krokodyla. Oczywiście staruszka w jego zamiarze ma być rzucona na żer kajmanom, by w ten sposób dokonać zemsty. Apogeum pomysłów tego osobnika to końcowe rozdziały, gdzie zrodził w swoim umyśle pomysł złożenia kajmanom ofiary ze swojej byłej dziewczyny….