Ten, kto przeczytał pierwszą część ,,Trogirskie wakacje" i pozycja mu się spodobała, tak jak mnie, to i teraz drugą częścią również będzie zachwycony. Wcale nie straciła uroku swojej lekkości z jaką się ją czytało. Czasami bywa, że tom drugi potrafi być gorszy od pierwszego, jednak tutaj wcale nie okazał się gorsza, a nawet bym powiedziała, że lepszy.
Poznamy tutaj Olgę, która jest matką, żyjącą wspomnieniami jak nastolatka. Niezbyt interesują ją losy córki, praktycznie chyba nic nie ma dla niej znaczenia, prócz wspomnień, które zawładnęły ją na tyle, że bywa oderwana od rzeczywistości. I teraz przejdźmy do Sonji, którą czasami opiekuje się Olga. Od pierwszej chwili jej nie polubiłam, a im dalej, tym bardziej pokazywała, że nie zasługuje na nic, co ją spotyka. Jest zepsutą intrygantką, która przysporzy swojej towarzyszce tylko samych kłopotów i przykrości. Jedni mogą ją tłumaczyć, że to z powodu jej przeszłości, która i dla niej nie była łaskawa, ale bez przesady. Nie można za dobre rzeczy odpłacać się podłością.
Poznamy losy Olgi i jej związku w którym raz jest dobrze, a raz brną pod górkę. Problemy ich nie omijają, jednak czuć, że chcą by to wszytko przetrwało. I tutaj nasze postrzeganie książki się zmienia, kiedy odkrywamy pewien list. Ktoś włożył do środka koniczynkę. Dla osób postronnych jest to dziwaczne, lecz nie dla matki. Tylko jedna osoba na świecie uwielbiała tą roślinkę. I była nią jej córka...
Teraz rodzi się cała seria pytań. Czy ona żyje? Czy k...