Po przeczytaniu pierwszego tomu „Zaprzysiężonych”, czyli „Mroku” byłam bardzo ciekawa co wydarzy się dalej. Dostałam całkiem niezłe pierwsze danie, a teraz przeszedł czas na drugie. Pytanie tylko, czy Alicji Wlazło wyszedł naprawdę pyszniutki, domowy obiadek czy odgrzewany kotlet z mikrofali?
W drugim tomie poznajemy już zdecydowanie bliżej realia świata Zaprzysiężonych. Laureen ( Kalista ) próbuje sprostać oczekiwaniom Ladysława, a oprócz tego chce ocalić rodzinę. Już na dzień dobry dostajemy masę sekretów i drobnych konfliktów, które wartko popędzają fabułę do przodu. Mamy zupełnie nowy świat, nieznane nam wcześniej istoty i magiczne przedmioty. Więc jeśli ktoś czuł niedosyt w „Mroku” , to w „Iskrze” nie może narzekać na brak magii. Do tego ciekawie napisane sceny walki i można czytać. :)
Oprócz całkiem nowego otoczenia, mamy nowe spojrzenie na bohaterów. I tutaj muszę dodać coś ważnego: w walce TeamSigarr, a TeamSilimir jestem po stronie Silimira. W porównaniu do maga, Siggar wypada bladziutko. Do tego jego relacja z Laureen bardzo się skomplikowała, co często powodowało u mnie przewracanie oczyma podczas czytania. W końcu poznajemy historię Tessy, która po przeczytaniu „Iskry” stała się moją ulubioną bohaterką. Swoje pięć minut otrzymuje także Nancy. Krótko mówiąc mamy dużo Zaprzysiężonych, jak dla mnie czasem za dużo. Bohaterów staje się coraz więcej i jako czytelnik zdarzało mi się nieco gubić, co, gdzie, kiedy i z kim.
Muszę przyznać, że fabuła jest ba...