JESTEM FANKĄ
Jeszcze nie skończywszy czytać "Mroku" wiedziałam, że muszę poznać dalsze losy Laureen i Sigarra. Było coś w tej historii i sposobie, w jaki została opowiedziana, co sprawiło, że skradła moje serce. Tym bardziej ucieszyłam się, gdy zaproponowano mi patronowanie drugiemu tomowi, czyli "Iskrze".
Alicję Wlazło nie potrafię czytać szybko. Czytanie w pośpiechu, czy to Mroku, czy Iskry sprawia, że można zgubić w tym pędzie coś ważnego, istotnego, a przede wszystkim nie można poczuć atmosfery jaką stworzyła autorka w cyklu o Zaprzysiężonych. Dlatego, kochani, jeśli macie tendencję do śmigania po literkach zwolnijcie nieco, delektujcie się tą twórczością, a z pewnością nie pożałujecie.
Czytałam Iskrę z prawdziwą przyjemnością, tym większą, gdy mogłam dokończyć ją trzymając w dłoniach papierowy egzemplarz.
Tak... I w zasadzie na dzień dobry, wyszło mi podsumowanie i teoretycznie mogłabym dodać kilka zdań i opinia byłaby gotowa. Ale nie ma tak łatwo, wiecie, że tak nie robię, a o "Iskrze" mam jeszcze co nieco do powiedzenia i... uwaga! Troszkę sobie ponarzekam.
ACH, CI ZAPRZYSIĘŻENI
"Iskra" jest bezpośrednią kontynuacją "Mroku" i nie da się jej czytać bez poznania pierwszego tomu. Chociaż nie, na upartego się da, ale wiele wątków będzie dla Was niejasnych i frustrujących.
Laureen wraz z innymi kandydatami pomyślnie przechodzi próby na Zaprzysiężoną. Zyskuje nowe imię, do którego początkowo trudno było mi się przyzwyczaić (Kalista, czasem nazywana Liz), oraz postać, która mnie osobiście zaskoczyła. Nie powiem Wam jaka, sami musicie się dowiedzieć :).
Pojawia się więcej postaci, których poczynania możemy obserwować, a narracja przenosi się pomiędzy ,kilkoma istotnymi dla fabuły, bohaterami. Ma to swoje dobre strony, ponieważ w tym tomie pojawiają się intrygi, tajemnice i wątki, których przedstawienie byłoby trudne, gdybyśmy śledzili tylko poczynania Laureen.
Ma jednak i słabe, bo za mało mi było samej Laureen. No za mało i dużo za mało. Nie tylko jeśli chodzi o wydarzenia z jej udziałem, choć i tak jest tej postaci najwięcej w całej historii, to również jej wewnętrznych przeżyć, a także nawiązań do minionego życia. Ja rozumiem, że wstąpienie w szeregi Zaprzysiężonych otworzyło w życiu Laureen nowy rozdział, któremu dała się pochłonąć, ale zdawała się kompletnie zapomnieć o Tessie, która o Lori bynajmniej nie zapomniała i gotowa była zrobić wszystko, by znaleźć przyjaciółkę, a przynajmniej dowiedzieć się, że jest bezpieczna.
Silimir pojawia się w "Mroku" epizodycznie, choć można wyczuć, że jest to ważna, jeśli nie bardzo ważna postać. W "Iskrze" staje się on pełnoprawnym bohaterem, ku mojej uciesze, bowiem Silimir skradł moje serce w tym tomie. I wierzcie, lub nie, ale wielkie było moje zaskoczenie, gdy nie okazuje się być starym dziadem, bo takie jego wyobrażenie stworzyła moja wyobraźnia podczas lektury "Mroku".
Wszędzie tam, gdzie pojawiał się Ladysław zgrzytałam zębami. Serio! Już w poprzedniej części ten typ mnie denerwował, ale w "Iskrze" osiągnęło to wyższy poziom. Aż się boję, co będzie w kolejnym tomie ;)
Sigarra za to miałam ochotę trzepnąć w ucho i to tak, żeby poczuł, i strzelić mu przyjacielską radą: weź się chłopie zdecyduj i nie wysyłaj biednej, skołowanej Lori sprzecznych sygnałów. I ta jego zazdrość o Silimira, no naprawdę... Sigarr, aż się prosił o potrząśnięcie nim dla opamiętania. Relacje Sigarra i Laureen i w tym tomie nie są łatwe i proste. Nadal czuć, że coś między nimi iskrzy, że pasują do siebie, ale autorka nie postawiła między tymi bohaterami łatwego zadania. Sigarr mam wrażenie boi się zacząć walczyć o to uczucie, a Lori? Ona to już w ogóle ma pod górkę, ale doskonale rozumiem jej postawę.
SŁÓW KILKA O...
Jak wspominałam wcześniej styl Alicji Wlazło bardzo przypadł mi do gustu, nie będę ukrywać, że to ogromna zasługa przesłuchanego audiobooka "Mroku", który to siłą rzeczy wymusił na mnie niespieszne śledzenie fabuły, a tym samym poddanie się jej urokowi.
"Iskrę" czytałam wolno, delektując się nią, chociaż wierzcie mi, chciałam pędzić do przodu, żeby dowiedzieć się co dalej, co z tajemnicami, którymi autorka uraczyła nas już na początku? Co z intrygami, które wyłoniły się nieco później?
Ale… Fabuła fabułą, styl stylem, ale nie sądziłam, że źródłem mojej irytacji będzie jedno słowo: wtem. Nie będę się mądrzyć, redaktorka ze mnie żadna, pisarka marna, ale kurczę, no pod koniec książki miałam wrażenie, że gdzie się nie obrócę było to wtem i wtem.
Dobra, pojojczałam trochę :), ale moje przewrażliwienie na wtemy nie zaważyły na mojej ocenie "Iskry". Uważam, że to świetna kontynuacja, zagęszcza fabułę, stawia nowe pytania, odpowiada tylko na niektóre, ale tym chętniej i tym niecierpliwiej będę oczekiwać trzeciego tomu.
PODSUMOWANIE
Czytanie kontynuacji ma to dobrego do siebie, że znamy już świat przedstawiony i wiemy co nieco o bohaterach. Mamy swoje typy, snujemy przypuszczenia i możemy je skonfrontować, gdy powieść trafia do naszych rąk. "Iskra" odpowiada na pytania oszczędnie, za to pojawiają się kolejne, na które odpowiedzi przyjdzie nam poczekać. Mało mi było głównej bohaterki - Laureen/Kalisty/ Liz , a właściwie jej przeżyć wewnętrznych, zostały zredukowane na rzecz pozostałych bohaterów i akcji. Mam nadzieję, że nie będzie już tak do końca, bo uważam, że Alicja Wlazło świetnie odnajduje się w kreowaniu emocji i budowaniu napięcia w scenach przepełnionych dramatyzmem.
Drugi tom przygód Laureen i Sigarra jest jeszcze bardziej intrygujący i porywający. Delektowałam się "Iskrą" bo tylko tak mogłam w pełni zasmakować pisarskiego kunsztu autorki. Dajcie się porwać tej fascynującej opowieści, gdzie granica między dobrem a złem nie jest wcale taka oczywista.
Co dostaniecie sięgając po "Iskrę"?
Poznacie bliżej Daenion (planetę Zaprzysiężonych) oraz ich strukturę.
Zawędrujecie do innych światów, niekoniecznie przyjaznych Zaprzysiężonym.
Pojawią się sekrety, tajemnice i intrygi.
Wasze serce skradnie jeden taki, białoskrzydły (aż mnie kusi, żeby Wam wstawić jego dokładny opis, ale nie zrobię Wam tej przyjemności ;))
A to tylko niektóre zalety tej powieści.
Dla każdego miłośnika Zaprzysiężonych "Iskra" to powieść wręcz obowiązkowa!
Polecam z całego serca!