Rany, jak główna bohaterka i jej koleżanka mnie irytowały.
Nie zrozumcie mnie źle, sama książka jest napisana dobrze i szybko się ją czyta.
Jednak przedstawienie Olivii i Patrycji mnie zdegustowało. A właściwie, to ich zachowanie.
Dziewczyny przyjeżdżają do Włoch do pracy, jako osoby dotrzymujące towarzystwa starszym mężczyznom w klubie nocnym (tylko towarzystwa, nie mylić z prostytutkami).
Jeden z Włochów - Salvatore, upatrzył sobie Patrycję i daje jej różne prezenty, zaprasza na kawę itd. Jednak określenie, jakiego dziewczyny używają wobec niego mnie odrzuca - dziad.
On płaci za ich zachcianki, a one go wykorzystują - bo inaczej się tego nie da nazwać. I jedno co się wciąż przewija, to alkohol - a właściwie morze alkoholu. Po takiej ilości procentów, jaką dziewczyny wypiły w tej książce, powinny wpaść już w nałóg.
W międzyczasie Patrycja spotyka Simone, z którym w tym samym czasie nawiązuje ognisty romans.
Niestety rozczarowała mnie ta książka, a liczyłam na coś naprawdę fajnego.