Chciałoby się napisać: miłe złego początki.
Do połowy swojej objętości książka ta ma znamiona dobrego kryminału z elementami obyczajowymi. I to nie "dobrego jak na Polski produkt"- dobrego w kategorii open. Intrygująca fabuła, bohaterzy z rozterkami, niejednowymiarowi i fragmenty pisane kursywą to elementy, dla których książkę się niemal chłonie.
Niestety, druga połówka utworu jest już zupełnie inna jakościowo. Tempo akcji dramatycznie siada, kryminał zanika, miast niego pretensjonalna obyczajówka wypływa z każdego kąta. No i robi się cholernie ckliwie.
Bohaterzy zaczynają czytelnika doprowadzać do szału, zmieniają swoje "sztywne" zasady nawet częściej niż rękawiczki, praca policyjna, śledztwo, przestają być warte opisu, zdaje się, bo są tego ilości śladowe. Za to jest dużo oschłych, gburowatych gliniarzy drących mordy, wiecznie niezadowolonych i krzywiących się dosłownie na wszystko, obojętnie co by to było.
Mamy i postać pokręconej femme fatale, stertę głupich decyzji, ocieranie się o mitologię i mizantropię na dokładkę- taki koktajl nie każdemu przypadnie do gustu. Mi średnio podszedł..
Gdyby całość prezentowała równy poziom, moja ocena byłaby naprawdę wysoka, a książka zapadła mi w pamięci jako mocny przedstawiciel swojego gatunku.
Ale o ile pierwsza część "wchodzi bez popity", o tyle druga może wywołać mało przyjemny odruch.