W "Grze w czerwone" rozdającym w śmiertelnej rozgrywce jest warszawski morderca. Nie zadaje swoim ofiarom bólu, w jego makabrycznych poczynaniach widać poczucie estetyki...Ofiary owija w szkarłatną tkaninę, układa w specyficznych pozycjach, a do ust wtyka pieniądz, jakby zapłatę dla mitologicznego Charona. Mordy są subtelnymi rytuałami, powiązanymi z dawnymi wierzeniami. Policjant Krzysztof do pomocy potrzebuje antropologa Cyryla, ten z kolei wzywa znajomą ze studenckich lat - Ewę, archeolog z zawodu. W tajemnicze śledztwo i grę mordercy zostaje wciągnięty niespełniony dziennikarz Artur, znajdujący zwłoki i otrzymujący listy od zabójcy.
Katarzyna Rygiel wykreowała wielowymiarowe postacie targane namiętnościami, uwikłane w rozwiązywanie zagadki rytualnych morderstw oraz napięte stosunki między sobą. Najbardziej intrygującą postacią była femme fatale, postać drugoplanowa - młoda Izabela. Tajemnicza, sarkastyczna, zdystansowana, chłodna i seksowna, doprowadzająca mężczyzn do białej gorączki. Pisarka świetnie stopniowała emocje męczące bohaterów, zarówno te powiązane z miłościami i zauroczeniami, jak i strachem oraz stresem związanym z seryjnym mordercą. Znakomitym pomysłem było częste rozpoczynanie rozdziałów listami od mordercy - na te fragmenty czekałam z niecierpliwością, wnosiły dozę napięcia i przybliżały ukrytego mordercę. Dialogi przypominały często słowny ping-pong, jak to określił jeden z bohaterów. Błyskotliwe i żywo napisane, czułam wręcz modulację głosów, wahania i złość, zniecierpliwienie i burzliwość, niekiedy bycie na przegranej pozycji. Nie mogę nic zarzucić stylowi pisania autorki.
Jednak do części powieści pasuje powiedzenie "Nie chwal dnia przed zachodem słońca". Postacie zmagające się z miłosnymi uczuciami zostały ukazane w pełni ich osobowości, a ich problemy wyważone w stosunku do wątku kryminalnego, lecz ciągłe niezdecydowanie, sprzeczności i obawy czułostkowe uczyniły z nich osoby nazbyt rozchwiane emocjonalnie i tchórzliwe pod tym względem, co mnie irytowało. Ileż można zwlekać i kryć się z otwarciem na drugą osobę? Zwłaszcza, jeżeli ta druga już wie, co kryje się za niespokojnym zachowaniem pierwszej? Przypominało mi to zabawę w kotka i myszkę. Na szczęście owe wątki nie przykryły w żaden sposób wątku kryminalnego. Były z nim zrównoważone i powiązane, umieszczone odrobinę niżej w hierarchii, aby go dopełniać. Wniosły dużo emocji do psychologizacji postaci, lecz niestety uczyniły je bardziej przygnębionymi i zmęczonymi życiem. Mieli wtedy dość siebie nawzajem, śledztwa i trapiących ich problemów, najchętniej by zniknęli. Dlatego akcja w drugiej części powieści opadła, aby dopiero pod koniec przyspieszyć i pojmać czytelnika.
Muszę przyznać, że dopiero po jej zakończeniu zwróciłam uwagę na to, że o miejscu akcji, czyli Warszawie, dowiadujemy się tylko od Ewy, kiedy wyjeżdża ze Szczecina. Autorka nie dostarczyła opisów miejsc, błądzenia bohaterów po mieście, klimatycznych opisów terenów nad Wisłą, a przecież zawsze brakuje mi współczesnego kolorytu lokalnego. Tym razem stało się inaczej - byłam zafascynowana zagadką rytualnych mordów, bohaterami w takim stopniu i ich sprawami, że po prostu nie brakowało mi warszawskiej otoczki i nie przywiązałam do tego uwagi.
Ostatnie strony książki były dla mnie zaskakujące po wielokroć, aczkolwiek zabrakło mi bardziej przekonującego oraz szczegółowego dopięcia wszystkich elementów powieści. Makabryczny wątek został wyjaśniony dosyć pospiesznie, pozbawiony solidnych logicznych wyjaśnień - co nagle, to po diable. Można odnieść wrażenie, że to niezbyt dobrze skonstruowane zakończenie, wymuszające dosyć dziwne uczucie zaskoczenia. Z drugiej strony wprawiło mnie w zadumę nad złożonością psychologiczną bohaterów i motywami ich postępowania, jakby niektóre niedopowiedzenia zostały pozostawione celowo i opisane niewystarczająco - mam nadzieję, że tak było, a nie, że to tylko przypadek. "Gra w czerwone" zachęciła mnie do sięgnięcia po inne powieści Katarzyny Rygiel. Ode mnie otrzymuje 7/10 - czytało mi się ją przyjemnie w aurze napięcia, mimo później drażniących czułostkowych elementów, a od ostatnich stron nie mogłam się oderwać. Owo niedopracowane zakończenie jednak wprawia czytelnika w intensywne myślenie nad powieścią, więc pisarka nie pozwala tak łatwo o książce zapomnieć.