Nie wiem, jakim cudem ominęła mnie ta seria. Klimatem, stylem, tematyką przypominała niesamowicie rzeczy, w których zaczytywała się nastoletnia Karo. Nadrabiam więc teraz.
Nastoletnia Luce trafia do zamkniętej szkoły poprawczej, pełnej uczniów, którzy swoje za uszami mają. Dziewczyna znajduje się tam nie do końca słusznie – została uznana na sprawczynię wypadku, który nie wydarzył się z jej winy. Już pierwszego dnia zwraca uwagę dwóch chłopców... i od tamtej pory nie może przestać o nich myśleć.
No i to jest to właśnie. Te romanse. Zaczęły się od samego początku i te rozkminki o chłopakach za bardzo wyparły ten mroczny klimat, którego się spodziewałam. Miałam nadzieję, że będzie go dużo, że książka będzie nim porządnie nasiąknięta. To była pierwsza wtopa. Druga... to lekko bezbarwna bohaterka – bardzo bierna i mająca niewiele zainteresowań. Postaci nie pomaga narracja trzecioosobowa, która tylko buduje dodatkową barierę między nią a czytelnikiem.
Ale słuchajcie, książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Fabuła wciąga, pomimo tego, że tego mroku było dla mnie za mało. Ale żeby nie było! Pojawia się kilka naprawdę intrygujących elementów – cmentarz, basen w zniszczonym kościele... i to chyba tyle 😂.
Nie jestem pewna, czy nastoletnia Karo szukałaby więcej tego mroku, czy byłaby zadowolona tym, co zaserwowała Lauren Kate. Ale na tym etapie jestem tak wkręcona w ten świat i generalnie w wracanie do korzeni, że chyba będę kontynuować prz...